Ringo Starr, legendarny perkusista The Beatles, ujawnił, że zawsze chciał brzmieć inaczej.
Muzyk, który zdobył międzynarodową sławę w latach 60. w zespole The Beatles, wyznał, że chociaż potrafi „utrzymać melodię”, marzył o innym brzmieniu swojego głosu. W rozmowie z „The Sunday Times” powiedział:
Zawsze chciałem być kimś innym. Jak Jerry Lee czy ktoś taki! No, potrafię zaśpiewać piosenkę, o ile jest w mojej tonacji. Ale wszystko ułożyło się dobrze z The Beatles, bo John i Paul byli świetnymi autorami piosenek. To nas stworzyło. A ja dostawałem jedną piosenkę. I kilka z nich było naprawdę dobrych, wiesz, „With a Little Help from My Friends” i „Yellow Submarine”. Nadal je wykonuję na trasie. Napisali mi wiele naprawdę pięknych piosenek.
Muzyk przyznał, że pomimo upływu lat, tworzenie nowej muzyki nadal sprawia mu radość. Jednak na koncerty częściej wybiera znane klasyki niż nowe utwory. Opowiedział przy tym ciekawą anegdotkę z koncertu Eltona Johna:
Zespół brzmi świetnie. Dobrze się bawimy. W późnych latach dziewięćdziesiątych wprowadzałem, powiedzmy, dwa lub trzy utwory z nowego albumu, i czuło się, jak sala pustoszeje. To przytrafia się każdemu. Byłem z matką Eltona Johna na Wembley Stadium. Wyszedł na scenę i powiedział: Będę grał tylko nowy album. Ja i jego matka wyszliśmy po trzech utworach, bo ich nie znaliśmy.
Starr właśnie wydał swój 20. album studyjny zatytułowany „Look Up”. Płyta jest utrzymana w klimacie country.