Czekałem na ten koncert z wielką niecierpliwością. Nie tylko z tego powodu, że Metallica to jeden z moich ulubionych zespołów w historii. Ostatni raz na Jamesa Hetfielda i spółkę na żywo widziałem prawie dziesięć lat temu – w maju 2008 roku zagrali na Stadionie Śląskim w Chorzowie. Mój bilet, na jedną z trybun, kosztował wówczas 125 zł. Nieprzypadkowo to wspominam.
Metallica zagrała „Wehikuł czasu” [WIDEO]
Gdy ponad rok temu ogłoszono, że Metallica po raz kolejny zagra w naszym kraju, przetoczyła się dyskusja, na niejednym forum, dotycząca cen biletów, które nie były – nie ma co ukrywać – dostosowane do zarobków Polaków. Szybko jednak się okazało, że fanom to nie przeszkadza – koncert wyprzedał się w tempie ekspresowym. Po ponad dwóch godzinach spędzonych wczoraj w Tauron Arenie w Krakowie w towarzystwie muzyków, można śmiało stwierdzić: to show warte jest każdych pieniędzy.
Nie zamierzam dokładnie opisywać każdego utworu, który wczoraj Metallica zaprezentowała zgromadzonej publiczności, ponieważ mijałoby się to z celem. Wolałbym wskazać te najbardziej pamiętne momenty.
O metallikowej wersji „Wehikuł czasu”, czyli jednej z najważniejszych kompozycji w dorobku Dżemu, napisano już chyba wszystko. To, że całość stanie się hitem w internecie – wiadomo dobrze. O tym, że Rob Truijllo podjął się zadanie niezwykle trudnego – też. Ja ze swojej strony dodam, że poradził sobie z nim naprawdę dobrze. Wielu obcokrajowców poległoby na samym początku. Basista Metalliki nie poddał się – za co ma ode mnie (i nie tylko pewnie) dozgonny szacunek.
Zdjęcia: oficjalny profil grupy na Instagramie
Teraz w telegraficznym skrócie o innych „highlightach”:
- „For Whom the Bell Tolls” – zawsze mam ciarki, gdy słyszę genialny początek tej kompozycji, nie inaczej było w Krakowie; to jeden z tych numerów, które nigdy się nie znudzą;
- „Halo on Fire” – muzycy sięgali po materiał z „Hardwired… To Self-Destruct” wyjątkowo chętnie (co dziwić – rzecz jasna – nie może), a największe wrażenie zrobiła najbliższa balladzie kompozycja, która jednak z czasem się rozwija i nabiera mocy, a na koncertach wypada rewelacyjnie;
- „Die, Die My Darling” – niektórzy mogą nie widzieć sensu w graniu kowerów, zwłaszcza gdy ma się taki bogaty arsenał własnych (genialnych) kompozycji; Metallica jednak sobie nic z takich głosów nie robi i chętnie sięga po „cudzesy”, w Krakowie wybór padł na utwór kultowego Misfits i był to… strzał w dziesiątkę;
- „Creeping Death” musi się też w moim małym rankingu pojawić, wspólne skandowanie to jeden z tych niezapomnianych momentów występów Hetfielda i całej ferajny;
- „Spit Out the Bone” także zasługuje na wyróżnienie – stara, dobra Metallica zasuwająca na najwyższych obrotach, pierwszy bis i od razu strzał, po którym ciężko się podnieść;
Na plus trzeba zaliczyć – rzecz jasna – scenę ustawioną na środku, która zapewniała wszystkim osobom, które wybrały miejsca na trybunach, idealny widok. Wrażenie robiły ekrany w kształcie sześcianów, na których były wyświetlane odpowiednie grafiki (częściej) czy obraz na żywo (rzadziej), zmieniające cały czas swoje położenie.
Ponadto większych scenograficznych fajerwerków nie było – oprócz sporadycznie buchających (w odpowiednim momencie) płomieni czy… dronów, które imitowały ćmy w „Moth Into Flame”. Byłbym zapomniał o atrakcji w ramach „Now That We're Dead”, gdy pozostali członkowie, poczuli się niczym Lars Ulrich, i mogli pochwalić się swoimi umiejętnościami perkusyjnymi. Fajny moment, zdecydowanie.
Żeby jednak nie było tak idealnie, muszę przyczepić się do brzmienia, zwłaszcza na początku. Otwierającemu koncert „Hardwired”, pod tym względem, daleko było do ideału. Z czasem, wszystko zostało opanowane przez ludzi odpowiedzialnych za nagłośnienie w obozie Metalliki.
Widać było, że Metallica czuje się w naszym kraju bardzo dobrze i za każdym razem jest pod wrażeniem przyjęcia. Muzycy długo nie chcieli zejść ze sceny, rozdawali kostki i inne swoje gadżety. Na samiutki koncert, Ulrich zwrócił się do publiczności i powiedział: „Pierwszy raz w Polsce zagraliśmy w 1987 roku. Od tamtej pory za każdym razem jest coraz lepiej”.
Niech to posłuży za komentarz do całego koncertu. Metallica, czy się komuś to podoba czy nie, w koncertowej ekstraklasie była, jest i… długo jeszcze będzie.
Pełną relację (wraz ze zdjęciami Bartka Koziczyńskiego) znajdziecie w czerwcowym numerze „Teraz Rocka”, który do kiosków trafi 30 maja.
Szymon Bijak I fot: Bartek Koziczyński