Niedawno, wypowiadając się dla jednego z dzienników, stwierdził, że po latach grania z Partią muzyki, którą można by określić jako psychobilly czy punkobilly, postanowił nagrać z Kometami płytę w stylu lat pięćdziesiątych. Że udało mu się na niej osiągnąć brzmienie instrumentalne pierwszych nagrań Elvisa Presleya – dzięki wykorzystaniu starszych instrumentów, a także przyjęciu zasady, że jeśli jakieś brzmienie nie istniało w 1956 roku, to trzeba je odrzucić… Lesław – oryginalna postać warszawskiej estrady, gitarzysta, wokalista i autor piosenek, mający na swoim koncie już cztery albumy z Partią – Partia, Dziewczyny kontra chłopcy, Żoliborz-Mokotów i Szminka i krew, tak mi opowiada o swoich działaniach w krainie bardziej tradycyjnego rocka: Pomysł na Komety (w zespole, poza Lesławem grają perkusista Partii, Arkus, i kontrabasista Skarpety, Pleban – przyp. wk) pojawił się w 1999 roku. Na początku 2000 roku zagraliśmy pierwszy koncert, w Remoncie. Komety były z początku takim zespołem-efemerydą, w cieniu Partii… Zaskoczył mnie sukces trzeciej płyty Partii, dzięki niej status zespołu nagle się zmienił, zaczęliśmy dużo występować i w naturalny sposób doszło do tego, że musiałem odłożyć mój nowy projekt na później… Ale Komety od razu weszły na pozycję, którą miała Partia. Nie czułem się jak debiutant… A co dalej z Partią? Partia właściwie nigdy nie zawiesiła działalności, cały czas mamy propozycje koncertowe. I zupełnie nie wiem, co będzie się działo dalej. Na pewno zależy mi, żeby szybko nagrać następną płytę Komet. Debiutancki album Komety trochę czekał na wydanie, wyszedł dopiero ostatnio, w marcu, nakładem małej, niezależnej wytwórni Jimmy Jazz Records. Tekstowo jest to podobne do tego, co robiłem z Partią, mam pewien styl pisania. Różnica między Kometami a Partią polega na muzyce, ale nie wiem, czy w przyszłości tak będzie – komentuje Lesław. Być może bardziej będzie to przenikało się. Na drugiej płycie Komet najprawdopodobniej zagramy trochę nowocześniej, coś pomiędzy tym, co robi Partia a tym, co na pierwszej płycie nagrały Komety. Dobór własnego repertuaru na debiutancki album Komet odbywał się, jak wynika ze słów Lesława, na prostej zasadzie: wybierałem to, co najbardziej brzmiało w stylu lat pięćdziesiątych. Grupa sięgnęła też po dwa standardy z tamtego okresu: Blue Moon i Runaway. Lesław: Obie piosenki należą do moich ulubionych, ale przygotowanie ich wymagało dużego wysiłku. Jak można zmodyfikować coś, co jest już jakimś absolutem? Jednak myślę, że nasze wersje wnoszą jakieś nowe, fajne pierwiastki. Lesław uważa, że ten niby-stary rock ma u nas coraz więcej młodych zwolenników. Utwierdzają go w tym takie imprezy jak niedawny koncertowy maraton w stołecznym klubie Punkt, w czasie którego poza Kometami posłuchać można było grup Stan Zvezda, Hebarbusch, Werwolf 77, Robotix, Ripmen i OT Vinta. Jest jakiś oddolny, nie wykreowany przez media ruch. Cieszę się, że taka sytuacja zaistniała, bo w połowie lat dziewięćdziesiątych czułem, że nie pasuję do żadnej z krajowych scen muzycznych i musiałem wykreować własną. Ale nawet nas samych zaskakuje, że do Punktu na koncert takiej muzyki potrafi przyjść 500 osób. Zaczęła przychodzić nowa generacja, mają po 15 lat i dla nich „fifties” to coś bardzo ekscytującego… Wydaje mi się, że 2003 rok jest punktem zwrotnym – dodaje jeszcze. Wiele się dzieje i wiele zespołów się zdezaktualizowało. Nagle jakoś prawie wszyscy zwrócili uwagę na nas i płycie towarzyszy zainteresowanie mediów… Ale nie popada w jakąś euforię: Rynek muzyczny jest u nas kompletnie nieprzewidywalny, zmienny.
Jeśli zaś chodzi o samego Lesława, jedno na pewno się nie zmienia. Pozostaje wielkim fanem Elvisa Presleya i zbieraczem gadżetów, upamiętniających króla rock’n’rolla: Mam dużą kolekcję presleyowskich akcesoriów, od plakatów po różne przedmioty codziennego użytku z jego wizerunkiem. I nawet ten mój zbiór zobaczyć można w teledysku Komet „Tak czy nie?”.
WIESŁAW KRÓLIKOWSKI