Justin Timberlake, który ruszył właśnie w trasę koncertową będzie musiał odpowiedzieć przed sądem w sprawie o prowadzenie pojazdu pod wpływem.
Justin Timberlake, który właśnie dwukrotnie zagrał w krakowskiej Tauron Arenie, będzie musiał się stawić przed sądem. Sprawa dotyczy zatrzymania z 18 czerwca w Hamptons, gdy artysta został aresztowany za to, że nie zatrzymał się na znaku STOP i zjechał na przeciwległy pas ruchu. Policja twierdziła, że Timberlake prowadził pod wpływem.
Sąd Sag Harbor Village nakazał stawić się Justinowi na rozprawie, choć ze względu na to, że Timberlake właśnie ruszył w trasę europejską, będzie mógł się stawić zdalnie.
Jak podaje kanał „ABC 7”, w raporcie policyjnym możemy przeczytać, że Timberlake „prowadził po pijanemu, miał przekrwione, załzawione oczy, a w jego oddechu czuć było silną woń alkoholu. Do tego mówił powoli, nie potrafił utrzymać pionu i nie poradził sobie z testem na trzeźwość”.
Jednak jak twierdzi prawnik Timberlake’a, Ed Burke, zeznania policji są nieprawdziwe:
Nie był pod wpływem. Powtórzę to: Justin Timberlake nie był pod wpływem. Jesteśmy pewni, że zarzuty zostaną oddalone. Justin nie powinien być aresztowany. Policja popełniła kilka poważnych błędów. Policja, jak każdy, czasem popełnia błędy i to był jeden z takich przypadków.
Europejska trasa koncertowa Justina Timberlake’a potrwa do września.