Choć przygoda z Jacka Shermana z Red Hot Chili Peppers była stosunkowo krótka, bez wątpienia miał on wpływ na funkcjonowanie i brzmienie zespołu. Basista zespołu, Flea, dopiero teraz postanowił powiedzieć coś więcej o śmierci swojego kolegi z zespołu.
Zajęło mi kilka tygodni, zanim przetworzyłem informację o śmierci Jacka Shermana
– przyznał członek Red Hot Chili Peppers. I kontynuował:
Nasze relacje były skomplikowane, przestaliśmy grać razem w 1985 roku i od tamtej pory rzadko się kontaktowaliśmy. Jeśli jednak do tego dochodziło, atmosfera była zwykle napięta. Niekiedy uważałem go za człowieka nierozsądnego i – nie mam co do tego wątpliwości – czasami byłem przy nim strasznym dupkiem.
Flea ostatecznie przyznał jednak, że Sherman odegrał ważną rolę w jego muzycznym życiu:
Dziś rano, kiedy w końcu się nad tym wszystkim zastanowiłem, ogarnęła mnie fala uznania – co w całej tej sytuacji jest kluczową kwestią. Kiedy pierwszy raz wszedłem do jego domu miał na ścianie w sypialni plakat z „One Nation Under a Groove” i wtedy zagrał dla mnie funk, którego nigdy wcześniej nie słyszałem. Chodzi o utwór „March to the Witch's Castle”. Promieniał, gdy to grał, a my byliśmy zafascynowani mitologią funku jak małe dzieci. Zagrał najdziwniejszą partię gitarową w „Mommy Where's Daddy”, co na zawsze wpłynęło na moje postrzeganie i rozumienie rytmu.
%%REKLAMA%%
Jack Sherman urodził się w 1956 roku. Tuż przed nagraniem debiutanckiej płyty, zastąpił w Red Hot Chili Peppers gitarzystę Hillela Slovaka i pozostał w zespole na trasie promującej płytę „The Red Hot Chili Peppers”, aż w 1985 roku do składu powrócił Slovak.
W kolejnych latach występował na płytach wielu innych wykonawców, w tym Boba Dylana i George’a Clintona. Jako gościnny wokalista wystąpił także na płycie „Mother’s Milk” Red Hot Chili Peppers z 1989 roku. Gitarzysta zmarł 18 sierpnia 2020 roku.
mg