Nie ma wątpliwości, że zerwanie mięśnia to poważna sprawa, ale Brian May może mówić o dużym szczęściu, że wszystko zakończyło się dla niego pozytywnie. Przyznał, że gdy trafił do szpitala był w agonii. – Jakby ktoś wsadził mi w plecy śrubokręt – relacjonował.
Na swoim Instagranie zdradził właśnie, że w szpitalu sprawy miały bardzo nieprzyjemny obrót, a on sam był „bardzo blisko śmierci”. Wszystko po tym, jak zdiagnozowano u niego trzy zatkane tętnice.
W samym środku sagi z bolącą dolną częścią pleców, miałem niewielki zawał. Był jednak na tyle niegroźny, że nie wyrządził mi większej krzywdy.
Warto przypomnieć, że wszystkie problemy gitarzysty Queen rozpoczęły się podczas zbyt entuzjastycznej pracy w ogrodzie, o czym również napisał na Instagramie:
Na szczęście wirus mnie nie dopadł – dzięki Bogu. (…) Udało mi się rozerwać na strzępy mięsień pośladkowy wielki w trakcie zbyt entuzjastycznej pracy w ogrodzie. Trafiłem do szpitala, gdzie mają sprawdzić, jak bardzo siebie uszkodziłem. (…) Przez pewien czas nie będę mógł chodzić, ani spać bez asysty, bo ból jest nieustępliwy. Muszę więc się na chwilę usunąć i odpoczywać w domu. (…) Wrócę, ale potrzebuję przerwy. OK? Dzięki.
Poniżej najnowszy komentarz Maya:
%%REKLAMA%%
REKLAMA
W sprzedaży jest już majowo-czerwcowy numer „Teraz Rocka”. Piszemy w nim między innymi o: Pearl Jam, Danzig, Judas Priest, Queen, Elektrycznych Gitarach, Katatonii i wielu innych.
Pismo dostępne jest również w naszym sklepie internetowym – pamiętaj, zamówienie pisma w sieci to obecnie najbezpieczniejsza i jednocześnie najwygodniejsza forma zakupu!
[ZAMÓW TERAZ]
mg