Frontman Jane’s Addiction w niedługiej rozmowie z magazynem „Rolling Stone” opowiadał głównie o organizowanym przez siebie festiwalu Lollapallooza, gdzie już wkrótce wystąpią m.in. Metallica oraz Paul McCartney. Przy okazji niedawnej premiery filmu „Kurt Cobain: Montage of Heck” nie uniknął jednak również pytania o wrażenia z seansu.
Perry Farrell przyznał, że z frontmanem Nirvany znali się tylko pobieżnie – ścieżki jego i Kurta przecięły się tylko kilkukrotnie.
Spotykaliśmy się w przelocie. Muszę przyznać, odleciałem z nim w piwnicy Palace, kiedy przyjechał do Los Angeles. Spędzałem z nim też czas podczas jednej gali MTV Awards. Szanowaliśmy się wzajemnie.
Za co? Tego dokładnie wokalista już nie powiedział. Zdradził za to, co było w nich podobne, a co różne.
Miał dobre podejście. Poza jedną sprawą – ja kocham życie. Musielibyście mnie zabić, ja nigdy siebie nie zabiję. To jedyna różnica między nami. (…) Miał bardzo delikatną duszę i kto wie, kim by został, gdyby żył.
Przy okazji pochwalił film w reżyserii Bretta Morgena, odnotował jednak, że możliwości twórców, którzy składali całość z urywków, były ograniczone. Nie wspominał natomiast nic o tym, co tak uderzyło w tym obrazie Larsa Ulricha i Duffa McKagana.
Pod koniec rozmowy, spytany o Jane’s Addiction, nie miał dobrych wieści dla fanów tego zespołu. Obecnie nad niczym nie pracują. Pozostaje na przykład ostatnia płyta „The Great Escape Artist” z 2011 roku z singlem „End to the Lies”.
Perry Farrell zaangażowany jest teraz w jakiś tajemniczy projekt, który będzie „najbłyskotliwszym i największym osiągnięciem w jego życiu”. Z niecierpliwością czekamy na wieści, co to będzie. Muzyka ma być w centrum, ale obiecuje także trochę technologii, odrobinę filmu i teatru, a nawet szczyptę sztuki kulinarnej.
ud | fot. Brian Birzer, CC BY-SA 2.0