Sinéad O’Connor 29 listopada wieczorem w portalu społecznościowym wystosowała długi, przerażający apel o pomoc.
Dwie ostatnie noce mnie wykończyły. Przedawkowałam. Nie ma innego sposobu zyskania szacunku. Nie ma mnie w domu, jestem w hotelu, gdzieś w Irlandii, nie pod swoim nazwiskiem.
Informacja o samobójstwie zmroziła jej fanów. Na szczęście artystkę szybko udało się odnaleźć. Jak donosi portal tmz.com, była gdzieś w Dublinie, jest „cała i zdrowa” i została skierowana na terapię.
Co pchnęło Sinéad do tej tragicznej decyzji i tego wpisu? W tym roku w związku z problemami ginekologicznymi poddała się usunięciu macicy. Twierdzi, że wszyscy – mąż, rodzina, dzieci – ją po tym opuścili. Dlatego postanowiła poinformować o samobójstwie w mediach społecznościowych.
Gdybym teraz o tym nie napisała, moje dzieci czy rodzina nigdy by się o tym nie dowiedzieli. Dla nich jestem martwa od dwóch tygodni – od tego czasu nikt nie zainteresował się mną nawet przez minutę. Mogłabym być martwa od tygodnia i nigdy by się o tym nie dowiedzieli. Jestem dla nich szumowiną, która zasługuje na opuszczenie i traktowanie jej jak gówno w czasie, gdy wycięto mi macicę i jajniki, a moje dziecko jest przeraźliwie chore. Jestem tak okropną matką i Osobą, że byłam sama. Ryczałam tygodniami. Powodzieli mi, bym się odpieprzyła. Jestem niewidoczna. Nic dla nikogo nie znaczę. Nikt do mnie nie przyszedł. Umierałam milion razy z bólu. Więc tak. Dziwacy jak ja… Nikt z mojej rodziny nic a nic mnie nie ceni. Nie wiedzieliby, że jestem martwa przez najbliższe tygodnie, gdybym właśnie ich nie informowała.
Brawo, panowie, w końcu się mnie pozbyliście.
To nie był pierwszy wpis Sinéad na Facebooku o prywatnych problemach. Życzymy jej szybkiego powrotu do zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Wokalistka już raz próbowała kiedyś popełnić samobójstwo – w 1999 roku w dniu 33. urodzin. Zdiagnozowano u niej wtedy chorobę afektywną dwubiegunową, po jakimś czasie stwierdzono, że była to zła diagnoza.
ud | fot. Pymouss, CC BY-SA 3.0