Rob Halford podczas rozmowy z portalem newsday.com przyznał, że chciałby nagrać płytę bluesową. Dlaczego? Bo chciałby sprawdzić, co potrafi jego głos.
Zawsze czułem, że blues to spora część tego, z czego się wywodzę, moich muzycznych korzeni. Nie wiem, jakiego rodzaju bluesowy album mógłby nagrać – blues ma tyle różnych odcieni. Może po prostu wszystkie je wymieszam?
Wokalista zdradził też, na kim by się wzorował.
Zostałem muzykiem, gdy byłem nastolatkiem. Słuchałem wtedy wyjątkowych korzeni bluesa – Bessie Smith, Little Walter, Howling Wolf, Muddy’ego Watersa. Dali mi niezłego kopa… (…) Jestem fanem takich ludzi, jak Michael Bublé i Michael Feinstein. Zawsze też byłem fanem Sinatry, Tony’ego Bennetta i Elvisa. Chciałby usłyszeć, jakby brzmiał mój głos z tą muzyką, z tymi instrumentami, trąbkami, saksofonem, pianinem, z tym bigbandowym dźwiękiem.
Co powiecie na blues w wykonaniu Roba Halforda? Przypominamy, że nie byłby to najśmielszy ruch w jego karierze. Pod koniec lat 80. Judas Priest eksperymentował z… muzyką pop.
Nie martwcie się jednak o heavy metal – Judas Priest nie widzi przeszkód, by następca albumu „Redemeer of Souls” nie ukazał się w 2016, no może 2017 roku. W końcu spokojnie można być metalowcem nawet w wieku 60 lat…
Jak to jest nim być? Przekonajcie się na własne oczy już 10 grudnia 2015 roku, gdy Judas Priest zagra w trójmiejskiej Ergo Arenie.
ud