Nick Menza zmarł 21 maja 2016 roku w wyniku zawału serca podczas koncertu grupy Ohm w Studio City w Kalifornii. Perkusista miał 51 lat. Niecałe dwa tygodnie wcześniej w programie „The Wave Northwest” wspominał czasy, gdy grał w Megadeth.
Graliśmy trzysta koncertów rocznie, nie rozpakowywałem walizki. Przyjeżdżałem do domu na tydzień, może pięć dni, i zostawiałem walizkę przy drzwiach. Otwierałem tylko wieko i brałem to, czego potrzebowałem, a to, czego nie potrzebowałem, pakowałem z powrotem, bo wiedziałem, że znów ją zamknę za cztery czy pięć dni. To była najgorsza rzecz, jeśli chodzi o trasy – po każdym powrocie do domu zegar zaczynał odliczać czas do kolejnego wyjazdu.
Muzyk wyznawał, że w zakupionym przez siebie domu nie mieszkał w zasadzie przez pierwszych pięć lat. Przyjeżdżał na dłużej na Boże Narodzenie i czasem na Święto Dziękczynienia.
Trzysta koncertów rocznie… Policzcie sobie, jaka to część roku.
Po długiej trasie miał też problemy z powrotem do zwykłego życia, do społeczeństwa. Pobyt w domu był szokiem. Koncerty na całym świecie stwarzały również inne niebezpieczeństwa.
Trzeba było bardzo o siebie dbać i być przygotowanym na atak tych wszystkich zarazków, wpływ różnych środowisk i po prostu ludzi. Zawszespotykałem się z ludźmi, podawałem im rękę, a oni pytali: „Człowieku, dlaczego nosisz rękawiczki?”. Odpowiadałem, że nie chodzi o ochronę siebie przed nimi, a ich przede mną. To miało sens dla wszystkich. Ludzie, czekając na spotkanie, wydmuchiwali nosy, obgryzali paznokcie, takich dzieciaków każdego wieczoru były setki.
Było jednak coś, za czym Nick Menza naprawdę tęsknił.
Gra na scenie. Na tym zawsze mi zależało. O której wychodzimy i ile możemy grać? Każdy dzień liczy 24 godziny, godzina i 45 minut z tego to był radosny czas. To była zabawa. Tęsknię za tym. Tęsknię, bardzo tęsknię, za grą przed wielkimi tłumami, szalonymi fanami, którzy później do nas przychodzili. To jedyna rzecz, za którą tęsknię.
Może gdyby nie przedwczesna śmierć, doszłoby wreszcie kiedyś do jego powrotu na wielką scenę – do Megadeth? Dave Mustaine sam nie rozumie, dlaczego tak się nie stało wcześniej.
Nick Menza grał w tym zespole w latach 1989–1998 oraz krótko w 2004 roku. Nagrał z nimi cztery płyty studyjne – od „Rust in Peace” (1990) poprzez „Countdown to Extinction” i „Youthanasia” po „Cryptic Writings” (1997).
Całej, ponadgodzinnej rozmowy z perkusistą możecie wysłuchać poniżej. A wcześniej przypominamy jedno z ostatnich zdjęć Nicka Menzy z 9 kwietnia 2016 roku, które w internecie zamieścił jego współpracownik J Marshall Craig. Jego wspomnienie muzyka znajdziecie pod powyższym linkiem.
ud