John Lydon, lider i wokalista zespołów Sex Pistols i Public Image Ltd., jest jednym z bohaterów majowego „Teraz Rocka”. Kontrowersyjny muzyk udzielił nam obszernego wywiadu, w którym porusza tematy dawnych grzechów, obecnej sytuacji na scenie punkowej i swojej muzycznej przyszłości. Szczególnie ostro wypowiedział się na temat muzyków z grupy Green Day…
Wiesław Weiss: Co sądzisz o zespołach, które dziś nawiązują do punk rocka, jak Green Day?
John Lydon: Green Day to matoły. Odwołują się do filozofii punk rocka, która przez czterdzieści lat zdążyła zwietrzeć, a w dodatku zupełnie jej nie rozumieją. To dojne krowy. Wytwórnia od lat umiejętnie ich promuje – zrobiła z nich dobrze naoliwioną maszynę do robienia kasy. Powiedziałem im przy jakiejś okazji, co o nich myślę. Trochę ich zatkało. Ale taka jest prawda. Przecież ci goście nie zaproponowali niczego własnego. W tym, co robią, nie czuje się nawet cienia oryginalnej osobowości. Podpięli się pod nurt sprzed lat, kopiują coś, co było, i ciągną z tego szmal. Nic nowego. Kiedy założyłem PiL, bo nie chciałem powtarzać tego, co robiłem w Sex Pistols, w jednej chwili pojawiły się dziesiątki zespołów, które wypełniły lukę. Imitacje tego, co ich zdaniem robiliśmy z Sex Pistols. Mające większe wsparcie finansowe ze strony wytwórni płytowych niż PiL. Ale muzyka, którą zaproponowały, była pozbawiona serca i duszy. Dla mnie przykre jest to, że mnóstwo ludzi dało się wtedy i daje się dziś nabierać na taką wtórną muzykę bez serca i duszy. A im bardziej ci naśladowcy się panoszą, tym mniej miejsca w świecie muzyki dla mnie – dla kogoś, kto to wszystko zapoczątkował. Ale pieprzyć to! Lubię to, co robię. I będę to robił nadal – nie spocznę, póki mi sił wystarczy. A w przeciwieństwie do tych wszystkich żałosnych imitatorów mnie świeżych pomysłów nie brakuje. I nie zabraknie mi ich, kiedy przystąpię do nagrania następnego albumu. Którego oczywiście te wszystkie gnojki posłuchają, żeby mieć skąd zrzynać. Wiem, że to strasznie brzmi. Wychodzę na potwornego zarozumialca. A nie taki był mój zamiar. Chciałem jedynie powiedzieć, że jeśli ktoś próbuje zachować twarz w biznesie muzycznym, jeśli chce pozostać sobą, jego życie bywa naprawdę trudne.
Cały wywiad znajdziecie we wspomnianym numerze naszego pisma, natomiast Johna Lydona i jego Public Image Ltd. będziecie mogli zobaczyć już 18 maja w stołecznym klubie Proxima.
mg