Co gra Def Leppard? Rock, pop, metal? Wokalista Joe Elliot w ostatniej rozmowie z magazynem „Spin” postawił sprawę jasno.
Zawsze byliśmy bardziej popowi niż metalowi, ku wielkiej irytacji metalowej prasy i fanów metalu. Nigdy nie byliśmy Dio, Anthrax czy Judas Priest… Zawsze mieszaliśmy trochę tej dziwności Queen z mocą AC/DC. To zawsze było naszym celem. Zdecydowanie słyszę tu pop, zasadniczo to właśnie gramy. Def Leppard nie stał się popularny jako zespół rockowy, taki jak Led Zeppelin czy Black Sabbath. Stał się popularny, bo nasze single na „American Bandstand” były pomiędzy Kool & The Gang a Michaelem Jacksonem. Byliśmy lekkim zespołem rockowym z Wielkiej Brytanii, który dostał się do pierwszej dziesiątki. A stało się tak dzięki tym zaraźliwym melodiom. Nie baliśmy się śpiewać o związkach czy miłości – o czymś, o czym metal nigdy nie śpiewa. Nigdy nie śpiewaliśmy o lochach i smokach. Tak nigdy nie będzie.
Def Leppard jako pop? Przyzwyczajajcie się do tej myśli. Zespół nie tylko to grał, lecz także zainspirował rzesze innych artystów tego gatunku.
W pewnym momencie zauważyłem – szczerze, nie słucham wiele popowych radiostacji, ale zdarza się to w samochodzie znajomego – że brzmi to jak coś, co my moglibyśmy nagrać. Zdałem sobie sprawę z naszych wpływów na muzykę pop jakieś 15 lat temu, kiedy Pink zaprosiła nas do swojej audycji w radiu. Stała z boku sceny i śpiewała z nami każde słowo. Pomyślałem „OK, jest fanką” [śmiech]. Jewel, John Mayer, ludzie z Maroon 5 są naszymi wielkimi fanami. Nagle Lady Gaga przyznała się „Kocham Def Leppard”. Taylor Swift chciała z nami pracować sześć czy siedem lat temu, gdy zaczynała karierę…
Gdyby do tego doszło, jakoś byście to przełknęli?
Wsłuchajcie się dobrze w jedenastą studyjną płytę grupy zatytułowaną po prostu „Def Leppard” – sprawdźcie utwór „Dangerous” lub zobaczcie teledysk do „Let’s Go” i przekonajcie się sami, czy z tym popem rzeczywiście jest coś na rzeczy.
ud