Ozzy Osbourne został wywalony z Black Sabbath w 1979 roku wskutek uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Oznajmienie mu tego przypadło w udziale perkusiście. Bill Ward opowiedział magazynowi „The Quietus”, dlaczego akurat jemu.
W tym zespole byłem pieprzonym stróżem. Przez większość czasu to ja musiałem robić to, za co inni nie chcieli się wziąć.
Muzyk przyznał jednak, że w tej ciężkiej sytuacji było to rozwiązanie najlepsze z możliwych.
Sądzę, że akurat wtedy prawdopodobnie byłem najlepszą osobą do tego. W pewien sposób zrobiłem to dobrowolnie. (…) To była jedna z najgorszych rzeczy, które zrobiłem w swoim życiu, jeśli mam być szczery. Nie chciałem, aby opuszczał zespół, ale rozumiałem, dlaczego tak musi być. To był tragiczny dzień. Dzień, w którym rozpadł się zespół.
Jako Black Sabbath panowie nie grali razem do 1997 roku. Gdy kilkanaście lat później zaczęto rozmawiać o nowej płycie, znów coś się między nimi popsuło. Bill Ward nie zasiadł za perkusją podczas nagrywania „13” i trasy koncertowej ją promującej.
Propozycja, którą miał dostać, była jego zdaniem żałosna. Ozzy odpowiedział na to, że jest za gruby, by zagrać cały koncert. Perkusista zażądał przeprosin… i tak dalej, i tak dalej. Czy wydarzenia sprzed lat mogły mieć wpływ na te medialne kłótnie? Raczej jest to wątpliwe. Ward opisał trudną relację między nimi.
Oz był jak brat. Wciąż nim jest, tylko nie rozmawiamy obecnie ze sobą. To nie jest tak, że go nie kocham czy coś.
Mimo to szanse na jeszcze jeden album Black Sabbath i pożegnalną trasę koncertową w oryginalnym składzie nie są duże. Małą nadzieję daje pojawienie się na gali Ivor Novello Awards Tony’ego Iommiego i Geezera Butlera w towarzystwie perkusisty, a nie wokalisty. Bill Ward tymczasem skupia się jednak na karierze solowej i po wydaniu płyty „Accountable Beasts” zakłada nowe, tajemnicze rockowe trio…
ud