Mroczne, tajemnicze dźwięki wydawane przez trzech instrumentalistów. Potępieńcze krzyki wokalisty. Do tego dziwna, jakby wyjęta z horroru okładka i odwrócony krzyż wewnątrz obwoluty płyty. Ile razy przerabialiśmy podobne chwyty przy okazji płyt heavy-, thrash-, czy blackmetalowców? Gdy 50 lat temu na rynek trafił debiutancki album Black Sabbath te wszystkie okultystyczno-satanistyczne skojarzenia były czymś nowym i mogły budzić lęk oraz kontrowersje. Kim są ci czterej muzycy, którzy tworzą takie ponure utwory? Czy rzeczywiście należą do wyznawców okultyzmu? Prawda była jednak bardzo, ale to bardzo przyziemna…
„Black Sabbath + Ozzy Osbourne – Wydanie Specjalne” – ZAMÓW TERAZ!
Końcówka lat 60. Fala brytyjskiej inwazji, która zdominowała Stany Zjednoczone w pierwszej połowie dekady dawno już przycichła. The Beatles chylili się ku rozpadowi. The Rolling Stones przechodzili metamorfozę i na kilka lat usunęli się ze sceny. The Who stworzyło rock operę. W Stanach Zjednoczonych rozkwitł hipisowski rock, swoje barwne utwory serwowali The Byrds, The Mamas & The Papas i Jefferson Airplane. Festiwalowi Woodstock towarzyszyły hasła propagujące miłość i pokój. Nawet jeśli nad wszystkim wisiało widmo wojny w Wietnamie, do której wciągani byli młodzi Amerykanie, a o mrocznych stronach życia przypominały piosenki The Doors, amerykańska młodzież żyła utopijnymi nadziejami, podsycanymi trawą i kwasem. Ale nie angielska. Do Aston – dzielnicy Birmingham – hasła o wpinaniu kwiatów we włosy pasowały jak hawajskie koszule do dżdżystej pogody. Ozzy wspominał moment, gdy w usłyszał wielki hipisowski przebój Scotta McKenzie "San Francisco (Be Sure To Wear Flowers In Your Hair)":
Żyliśmy w Birmingham, gdzie wciąż lało, a ja nie miałem butów. Myślałem, że będę tkwił w tym gównie do końca życia, a w radiu koleś śpiewał, byś wpiął kwiaty we włosy, gdy udajesz się do San Francisco. W Aston psa z kulawą nogą nie obchodziło, co ludzie robią w San Francisco. Jedyne kwiaty, jakie widywano w Aston to te, które wrzucano do grobu, gdy ktoś się przekręcił w wieku 53 lat, po tym, jak zaharował się na śmierć. Jeśli nie miałeś ambicji pracować w fabryce i dobijać się nocnymi zmianami przy taśmociągu, nie miałeś czego oczekiwać po Aston.
Łatwiej było trafić do kryminału niż zrobić karierę zawodową, co zresztą nie ominęło Ozzy’ego, który trafił na trzy miesiące do więzienia za drobne kradzieże. Gdy postanowił zająć się uczciwą pracą, nie miał zbyt wielkiego wyboru: był hydraulikiem, pracował w rzeźni, stroił także klaksony. Od strojenia klaksonów groziła mu ewentualna utrata słuchu, podobnie jak od gry w zespole heavymetalowym, ale gra w zespole wydawała się marzeniem poza zasięgiem.
Potencjalna utrata słuchu dla przyszłego wokalisty to nic w porównaniu z utratą palców dla początkującego gitarzysty. Tony Iommi też wychowywał się w Aston i też imał się różnych prac, by zarobić na życie: był hydraulikiem, pracował w sklepie muzycznym… Ale robotą, którą miał popamiętać do końca życia była praca w fabryce przy cięciu metalu. Wystarczyła chwila nieuwagi, by wielka maszyna, wraz z kawałkiem blachy ucięła koniuszki dwóch palców prawej ręki Iommiego. Koniuszków nie udało się ponownie przyszyć, co w zasadzie oznaczało koniec jego kariery gitarzysty… Pewnie by tak było, gdyby kolega nie podrzucił mu nagrań Django Reinhardta – jazzowego gitarzysty, który w wyniku pożaru stracił władzę w dwóch palcach, a mimo to nie zaprzestał kariery, opracowując własną technikę dociskania strun. Zainspirowany Tony zaczął szukać swojego sposobu na dociskanie strun do gryfu, bo jako leworęczny gitarzysta, robił to prawą, okaleczoną dłonią. Rozwiązaniem okazało się przestrojenie gitary tak, by używać do tego mniej siły, co miało zmniejszyć ból. Przy okazji grubsze struny zastąpił cieńszymi strunami od banjo. Efektem było niższe, niecodzienne brzmienie.
Część mojego brzmienia wzięła się stąd, że nauczyłem się grać moimi dwoma zdrowymi palcami, wskazującym i małym. Kładę dzięki nim akord i dodaję do niego vibrato. Okaleczonych palców używam głównie do solówek. Przed wypadkiem wcale nie używałem małego palca, więc musiałem się tego nauczyć.
%%REKLAMA%%
Sesja nagraniowa zaczęła się 12 października 1969 w londyńskich Regent Sound Studios. Zaczęła i… skończyła, bowiem sesja trwała tylko jeden dzień i kosztowała ówczesne 600 funtów. Następnego dnia były miksy, przy których członków zespołu już nie było.
Wytwórnia przydzieliła im producenta Rodgera Baina, który miał niewiele większe doświadczenie niż oni. Iommi wspominał:
Dobrze, że był w pobliżu, ale nie udzielił nam wielu rad. Może zasugerował parę rzeczy, ale piosenki były już prawie gotowe.
Powyższy tekst to zaledwie fragment opisu powstawania pierwszej płyty Black Sabbath. Całość, w tym omówienia poszczególnych utworów, znajdziecie w Wydaniu Specjalnym poświęconym Black Sabbath i Ozzy’emu Osbourne’owi, które do sprzedaży trafi już 21 lutego!
ZAMÓW TERAZ!
Na 144 stronach znajdziesz między innymi:
- Historie i recenzje wszystkich albumów Black Sabbath i Ozzy'ego (wraz z najnowszym!)
- Oko w oko z muzykami, czyli aż 13 szczerych wywiadów
- Relacje z polskich koncertów
- I wiele, wiele więcej!
„Black Sabbath + Ozzy Osbourne – Wydanie Specjalne” trafi do regularnej sprzedaży 21 lutego i będzie do kupienia w Empikach i salonikach prasowych w całej Polsce za 19,99 zł. W naszym sklepie internetowym możesz kupić ją w przedsprzedaży w promocyjnej cenie – za jedyne 17,99 zł!
rf