Już w tym tygodniu Metallica zagra dwa koncerty w Warszawie. To dobry moment, by przypomnieć sobie dyskografię zespołu.
5 i 7 lipca Metallica zagra na stadionie PGE Narodowy w Warszawie. Promować będzie album „72 Seasons”, ale zagra przekrojowe sety – dwa, gdyż na koncertach nie powtórzy się żaden utwór.
To dobry moment, by przypomnieć sobie dyskografię zespołu i wskazać najgorsze oraz najlepsze płyty formacji. My to widzimy w następujący sposób:
13. Lulu (2011)
Jest to album nieco poza głównym zestawieniem, gdyż na „Lulu” Metallica pełniła rolę zespołu towarzyszącego Lou Reedowi. Lou Reed lubił penetrować mroczną stronę człowieka, co robi też na tej płycie, niestety Metallica nie do końca podłapała jego spontaniczny sposób pracy i wyszło coś mocno bałaganiarskiego.
12. St. Anger (2003)
„St. Anger” dziś głównie jest pamiętany ze względu na konflikt w zespole, terapię i odwyk, które uwiecznił film „Some Kind Of Monster”. Zespół próbował się pozbierać po odejściu Jasona Newsteda, a Bob Rock najwidoczniej był już zmęczony pracą z Ulrichem oraz Hetfieldem i odpuścił sobie kwestię produkcyjną. „St. Anger” brzmi jak demówka, z której mogłoby powstać coś wybitnego, gdyby tylko zespół i producent bardziej się przyłożyli.
11. Reload (1997)
Album w większości złożony z utworów, które nie zmieściły się na „Load”. Znalazło się parę killerów, jak „Fuel”, który jest w czołówce dokonań Metalliki, czy „The Memory Remains” z gościnnym udziałem Marianne Faithfull, ale większość niestety nie zapada w pamięci.
DWUPAKI – METALLICA +… – KUP TERAZ!
10. Load (1996)
Metallica postanowiła dopasować się do trendów, które dominowały w rocku i metalu połowy lat 90. Więcej tu luzu, nawet nieco bluesa i country w świetnym „Mama Said”. Ale choć „Load” ma swoje momenty, to może sprawiać wrażenie, nomen omen, przeładowanego pomysłami. Aż 79 minut muzyki to, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, zdecydowanie za dużo.
9. Garage Inc. (1998)
Metallica oddaje hołd swoim bohaterom. Na dwóch dyskach znalazły się przeróbki, zarówno te, które już ukazały się wcześniej na singlach i epkach (w tym całe „Garage Days Re-Revisited”) jak i nowe nagrania. Są takie, w których Hetfield i spółka wypadają przekonująco i nadają im swojego stylu („Whiskey In The Jar”), jak i takie które nie umywają się do oryginałów („Loverman” Nicka Cave’a).
8. Death Magnetic (2008)
Po latach eksperymentowania Metallica powróciła do formuły płyt z lat 80. Nawet logo i układ utworów (numer czwarty to ballada, przedostatni to instrumental) przypomina stare płyty. I fajnie. Jest tu sporo niezłych numerów, w tym „The End Of The Line” czy „All Nightmare Long”, ale też po raz pierwszy pojawia się poczucie, że Metallica trochę za bardzo sama siebie kopiuje.
7. 72 Seasons (2023)
Najnowszy album Metalliki to płyta solidna, pełna dobrego grania, czasem mocno oldskulowego („Lux Æterna” w stylu NWOBHM), ale też dość progresywnego („Inamorata”). Choć Metallica nie wymyśla tu nic nowego, pokazuje, że ze pozostając w swojej strefie komfortu może dać nam sporo dobrego.
6. Hardwired… To Self-Destruct (2016)
Czerpiąc ze swoich wcześniejszych patentów, Metallica stworzyła coś na miarę nowego tysiąclecia. Czadowy „Hardwired”, wściekły „Spit Out The Bone” czy ponury „Halo On Fire” sprawdzają się bardzo dobrze. A jest też trochę przebojowo, jak w „Moth Into Flame”. Wersja z Lady Gagą wymiata!
5. Kill ‘Em All (1983)
Są tacy, co będą się upierać, że to najlepsza płyta Metalliki. Spoko. To naprawdę mocny debiut, chyba najlepszy ze wszystkich thrashmetalowych zespołów. Grupa stworzyła coś dojrzałego, nietuzinkowego i ponadczasowego (weźmy takie „Whiplash” czy „Seek & Destroy”). Ale nie ma co ukrywać, że dopiero odnajdywała swój styl. Nie była też zadowolona z produkcji Paula Curcio, dlatego kolejne płyty nagrywała w Danii z Flemmingiem Rasmussenem.
4. … And Justice For All (1988)
Płyta, która ma swoich zwolenników i przeciwników. Zespół próbował się odnaleźć po śmierci Cliffa Burtona i poszedł w jeszcze bardziej progresywną i połamaną strukturę piosenek. Są rzeczy genialne, jak „One” czy monumentalny „Harvester Of Sorrow”. Ale niektóre kawałki są przekombinowane, a do dziś kontrowersje budzi miks, który… wyciszył bas. Flemming Rasmussen tłumaczy, dlaczego tak się stało.
3. Ride The Lightning (1984)
Wzorzec dla późniejszych płyt Metalliki. Jest mocno, ostro („Fight Fire with Fire”), ale i progresywnie (”The Call of Ktulu”). Zespół nie unika łagodniejszych dźwięków (ballada „Fade To Black”), ale tworzy też coś potężnego z genialną linią basu Cliffa Burtona („For Whom the Bell Tolls„). Jedynie „Escape” jest przejawem szukania poklasku na listach przebojów, zresztą zespół do dziś nienawidzi tego numeru…
METALLICA WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE
2. Metallica (1991)
Gdyby to był ranking najpopularniejszych płyt Metalliki, ten album byłby na szczycie. Ponad 17 milionów sprzedanych egzemplarzy w samym USA zapewniło Metallice nieśmiertelność i miejsce wśród największych gwiazd nie tylko rocka, ale i popu. Grupa wprawdzie odeszła od skomplikowanych form utworów znanych z poprzednich płyt, ale za to dała solidną dawkę ciężkiego grania w przystępnej formie – od potężnego „Through The Never” przez przebojowy „Enter Sandman” po kultowe obecnie ballady „Nothing Else Matters” i „The Unforgiven”.
1. Master Of Puppets (1986)
Najdojrzalsze dzieło Metalliki i thrash metalu. Osiem rozbudowanych utworów, które zachwycają formą, brzmieniem i treścią. Czy to minisuita „Master of Puppets”, czy instrumentalny „Orion”. Wszystko tutaj jest w idealnych proporcjach, bez zbędnego dźwięku. I brzmi ponadczasowo dzięki świetnej produkcji Rasmussena.
To oczywiście zestawienie subiektywne (zresztą jak każde), dlatego jesteśmy ciekawi, jak wygląda Wasza TOP-ka płyt Metalliki? Dajcie znać w komentarzach!