Robert Brylewski zmarł 3 czerwca ubiegłego roku po tym, jak został dotkliwie pobity. Sprawą szybko zajęła się policja i prokuratora, które ustaliły personalia napastnika. Tomasz J. miał według śledczych pojawić się w mieszkaniu muzyka, które zajmował wraz z partnerką i jej synem. Chciał siłą dostać się do wnętrza, ponieważ był przekonany, że w środku znajduje się jego matka. Jego rodzice mieszkali wcześniej właśnie w tym mieszkaniu. Ponieważ Brylewski nie chciał go wpuścić, zaatakował go i dotkliwie pobił.
Oskarżony pojawił się wczoraj w sądzie, gdzie przedstawił swoją wersję wydarzeń. Zeznał, że przed pojawieniem się w mieszkaniu przy ul. Targowej spotkał się z prostytutką, która dodała my do drinka tabletkę na potencję, po której stracił przytomność. Przyznał, że po ocknięciu nie czuł się dobrze i był oszołomiony. W takim stanie udał się do wspomnianego mieszkania, gdzie chciał spotkać się ze swoją matką, która – jak mu się wydawało – jest w niebezpieczeństwie. Podczas zeznania Tomasz J. powiedział, że został zaatakowany przez trzech mężczyzn na klatce schodowej. Miał dołączyć do nich Brylewski.
Szczególnie ta ostatnia część nie zgadza się z tym, co ustaliła prokuratora na podstawie zeznań świadków. Edyta Szczykutowicz, wiceszefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Północ, powiedziała dla Onet.pl:
Pokrzywdzony został zaatakowany w chwili, gdy otwierał drzwi Tomaszowi J., usiłującemu w sposób agresywny dostać się do mieszkania, które przed laty zajmował sam wraz z rodziną. Napastnikiem, zamieszkałym na stałe poza Warszawą, kierowało – jak wyjaśnił – przekonanie, iż wewnątrz znajduje się jego matka wymagająca pomocy. Samo zdarzenie miało miejsce w obrębie klatki schodowej budynku, używanie przemocy wobec Roberta Brylewskiego, polegające na uderzaniu pięściami i kopaniu przeniosło się również fragmentarycznie poza obręb kamienicy.
Oskarżony w chwili zatrzymania miał 1,3 promila alkoholu we krwi, późniejsze badania ujawniły również śladowe ilości kokainy w jego organizmie. Na Tomaszu J. ciążą zarzuty spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu poprzez zadanie licznych ciosów rękoma i nogami, co doprowadziło do zgonu. Grozi mu za to dożywocie.
%%REKLAMA%%
Przypomnijmy – po zajściu Brylewski trafił do praskiego szpitala, gdzie przeszedł trepanację czaszki. Operacja się udała, muzyk powoli dochodził do zdrowia – został wypisany ze szpitala, choć dalej potrzebował opieki medycznej i rehabilitacji. Niedługo później ponownie trafił do warszawskiego szpitala (na ulicy Sobieskiego), gdzie leczono go na zapalenie płuc, a po badaniach okazało się, ze wymaga kolejnej operacji.
Następnym etapem rekonwalescencji Brylewskiego był trzeci już szpital – tym razem na Szaserów. Tam właśnie spędził ostatnie tygodnie życia, jak już zostało wspomniane, w stanie śpiączki. Z powodu złego stanu zdrowia nie mógł być przewieziony do specjalistycznej placówki zajmującej się wybudzeniami.
mg | fot. Silar