Kolejny raz wręczono Fryderyki, „nagrody akademii fonograficznej”. Sześć statuetek (w kategoriach: kompozytor roku, wokalista roku, autor roku, album roku – pop, piosenka roku i grupa roku), które odebrał Robert Gawliński – sam bądź z Wilkami – to coś, czego nie można nie dostrzec. Tym bardziej, że wyjątkowa pozycja Gawlińskiego i kolegów na rynku jest faktem. A oto, co powiedział nam on sam o tej lawinie nagród: Bardzo mnie to ucieszyło. W Polsce trudne są comebacki. Nam to się jakoś ładnie udało… Trochę za późno dostałem te Fryderyki. Gdybym chociaż jednego dostał kiedyś za płytę „Solo”, gdy też miałem kilka nominacji, przypuszczam, że sprawiłoby mi to jeszcze większą frajdę…
Sukces albumu Wilki 4 i Baśki (Oprócz mnie i Moniki nikt nie wierzył w ten numer…) Gawlinski tłumaczy następująco: Ludzie są wygłodniali normalnych piosenek, które bawią – bez wydumanych dźwieków.
Moje życie niewiele się zmieniło, tylko jest dużo więcej pracy – mówi o swej obecnej sytuacji. Co z następnym albumem Wilków? Strasznie dużo gramy – wyszło, że mamy cztery koncerty tygodniowo. I tak do września. Łapiemy więc każdą wolną chwilę, żeby wejść do studia. Myślę, że następna płyta nie powinna specjalnie różnić się od poprzedniej. Zawsze chcę mieszać trochę ostrzejsze kawałki z zupełnie relaksującymi. Myślę, że to dobra formuła dla zespołu i dla mnie. Może pójdziemy w stronę takiego nowofalowego grania? Nie napinamy się, żeby płyta była jeszcze w tym roku. Z marketingowego punktu widzenia – dobrze byłoby ją wydać na Gwiazdkę. Ale… wtedy mogłaby to być gorsza płyta.
WIESŁAW KRÓLIKOWSKI