Dziś mijają trzy dekady od premiery jednego z najważniejszych albumów w historii metalu alternatywnego, „Undertow”. Płyta stanowiła jednocześnie długogrający debiut kultowego obecnie zespołu Tool.
Czy składający się z dziesięciu utworów album „Undertow” jest najlepszym w wydawniczym dorobku Tool? To trudne pytanie, na które nie da się odpowiedzieć obiektywnie. Na pewno album odcisnął swoje piętno na całe rockowe granie początku lat 90., a także pozwolił amerykańskiemu zespołowi na rozpoczęcie pełnej sukcesów kariery.
Co ciekawe, zaraz po premierze debiut Tool nie spotkał się ze zbyt ciepłym przyjęciem ze strony recenzentów, którzy nie zawsze potrafili docenić złożoność kompozycji, a także stojący za nimi zamysł. Wystarczy wspomnieć o poczytnym magazynie „Q”, który płytę „Undertow” ocenił na „dwóję” (w pięciostopniowej skali). Recenzje recenzjami, ale miłośnicy ciężkich brzmień szybko docenili unikatowość muzyki zaproponowanej przez amerykański zespół, chętnie sięgając po wspomniany album.
W końcu to na „Undertow” znalazły się takie przeboje jak „Prison Sex” czy „Sober”, które do dzisiaj uważane są za jedne z najlepszych utworów w całej twórczości Tool. Płytę wypada jednak docenić całościowo, ponieważ to niespełna 70 minut (i tylko dziesięć utworów!), które zachwycają złożonością, skomplikowaną budową i wielowarstwowym brzmieniem. No i oczywiście ekspresyjnym wokalem Maynarda Jamesa Keenana.
W nagraniach, poza Keenanem, udział wzięli: Adam Jones, Danny Carey i Paul D’Amour. Dla ostatniego z wymienionych był to jedyny album, który nagrał z Tool. W 1995 roku zastąpił go Justin Chancellor.
„Undertow” nie jest albumem łatwym w odbiorze, to zdecydowanie nie radiowa papka, która może grać gdzieś w tle i nikt nie zwróci na nią większej uwagi. Tool na swoim debiucie zaproponował muzykę angażującą, wymagającą analizy i wielokrotnego powtarzania, żeby ją zrozumieć i wyłapać wszystkie smaczki. Z tego powodu pierwsza płyta amerykanów mogła zostać zapomniana, pominięta. Tak się jednak nie stało, a zespół rozpoczął swój marsz na sam szczyt metalowej alternatywy. Pozostaje na nim aż do dzisiaj.