Jakie są Wasze ulubione płyty Megadeth? My przedstawiamy naszą pierwszą piątkę płyt, które absolutnie należy znać.
Przez blisko 40 lat istnienia zespół Megadeth wydał 16 albumów studyjnych. Były wśród nich płyty, które budziły kontrowersje, były też takie, które do dziś uznawane są za klasykę metalu. Które z tych płyt znajdują się na szczycie?
Przedstawiamy nasze top 5 płyt Megadeth z fragmentami recenzji z aktualnej wkładki „Teraz Rocka” autorstwa Pawła Brzykcego. Cała poniższa piątka otrzymała maksymalną ocenę.
5. Endgame (2009)
Megadeth, kultywując zdefiniowany wiele lat wcześniej styl, nagrał tym razem album miażdżący i nadzwyczaj intensywny. Przy świetnym brzmieniu riffy są jak kopniaki, a zarazem mnóstwo tu zapamiętywalnych motywów i refrenów. Bodies To jakby Symphony Of Destruction II. Przed solówkami prawie autoplagiat, zwłaszcza w warstwie rytmicznej. Endgame to powrót Megadeth do najwyższej formy.
4. The Sick, The Dying… And The Dead! (2022)
Po raz kolejny Megadeth w szczytowej formie. Dogs Of Chernobyl, rozbudowana kompozycja thrashowa, choć zaczynająca się od prześlicznej partii gitary akustycznej. Progresywny thrash oferuje także Killing Time. Poza tym superszybkie numery ze świeżą energią przywołujące najlepsze wzorce z lat 80. – apogeum w będącym dowodem geniuszu We’ll Be Back, choć też nie jest to oczywiste, bo w Célebutante natrafiamy na liryczne partie gitary obok mocno zawiłych. I rwane riffy, i całkiem przebojowe fragmenty plus wirtuozerskie solo gitarowe znajdziemy w Soldier On!, chwytliwy refren w Mission To Mars. Rewelacyjna płyta.
3. Peace Sells… But Who’s Buying? (1986)
To się nazywa mocny strzał! Wake Up Dead i tłusto brzmi, i cieszy motorycznym riffem, a solówka gitarowa – przechodząca w thrashową nawałnicę – to już typowy, świetny Megadeth. Jest moc, „rżenie” wajchy tremolo (Devils Island – thrash w odmianie galopującej), trochę dźwięków lirycznych i… gier słownych (Good Mourning). Ale też zaostrzonego na maksa metalu (My Last Words o rosyjskiej ruletce) i zajęć praktyczno-technicznych (ależ wywijają w Bad Omen!).
2. Countdown To Extinction (1992)
Ta płyta wprowadziła Megadeth do mainstreamu. Skin O’My Teeth czy Sweating Bullets to nadal dość zajadłe granie, a Ashes In Your Mouth – wręcz kwintesencja thrashu! Partie Friedmana z tej płyty mogli rozgryzać nawet jazzmani. Ważne okazało się też brzmienie: bardziej tłuste i tak przestrzenne, że można było testować sprzęt hi-fi. Symphony Of Destruction to jeden z riffów wszech czasów – z pięknymi pauzami – plus tykający jak zapalnik bomby bas. I ten śpiew… W refrenie melodyjny, w zwrotkach przez zaciśnięte zęby, przez co frazy w rodzaju acting like a rrrrrobot są odlotowe. To przykład płyty idealnie reprezentującej konkretny czas, a zarazem ponadczasowej – mówi Dave Mustaine. Ma rację.
1. Rust In Peace (1990)
Styl Megadeth został na tej płycie doprowadzony do doskonałości. Nowy skład z gitarzystą Martym Friedmanem i perkusistą Nickiem Menzą powszechnie uznawany jest za ten najlepszy, tak samo jak Rust In Peace za najwybitniejszy album naszych bohaterów. Wszyscy grają tu jak natchnieni. Dave Ellefson tworzy znakomity podkład pod melorecytację w Dawn Patrol (wyjątek, bo przeważnie Mustaine śpiewa wysokim głosem). Z kolei Menza niczym karabinem strzela do nas w Rust In Peace… Polaris, z jednym z najbardziej odlotowych tekstów, pisanym w części z punktu widzenia… pocisku nuklearnego Rust In Peace to album do dziś zdumiewający liczbą pomysłów i jakością wykonania.
23 lipca 2023 roku Megadeth wraz z Kreator przyjedzie do katowickiego Spodka promować swój najnowszy album „The Sick, The Dying… And The Dead!„.
Historię Megadeth znajdziecie w lipcowym numerze „Teraz Rocka”, który właśnie trafił do sprzedaży. Na 16 stronach przedstawiliśmy biografię zespołu Mustaine’a i omówiliśmy całą jego dyskografię.
LIPCOWY TERAZ ROCK – KUP ONLINE