Bogata dyskografia zespołu Judas Priest wywarła duży wpływ na heavy metal. Które albumy są najlepsze?
Judas Priest na przestrzeni 50 lat wydał kilkadziesiąt albumów studyjnych i koncertowych, z których duża część pomogła ukształtować gatunek heavy metalu. Były albumy cięższe, bardziej melodyjne, bardziej progresywne czy przebojowe. Które z nich są najlepsze?
Przed koncertem Judas Priest, Saxon i Uriah Heep, 30 marca w krakowskiej Tauron Arenie, przedstawiamy nasz ranking najlepszych pięciu albumów Judas Priest na podstawie recenzji Pawła Brzykcego z Wydania Specjalnego poświęconego zespołowi.
5. Firepower (2018)
Wróciły najwyższe rejestry głosu Roba Halforda! Produkcja bardziej selektywna niż na Redeemer Of Souls, rewelacyjnie brzmią bębny. No i co za melodie, refreny! Necromancer, No Surrender czy następca Electric Eye – Flame Thrower, to świetne metalowe numery. A Evil Never Dies i Never The Heroes jeszcze lepsze, wręcz hymnowe. Wiele niuansów: brzmienia podobne do tych, które można uzyskać grając na mandolinie w Rising From Ruins, teatralny śpiew w Spectre czy nakładki głosu, do nagrywania których Halforda zmobilizował Andy Sneap. Najlepszy album Judas Priest od Painkiller.
4. Unleashed In The East (1979)
Pierwszy album Judas Priest na żywo, zarejestrowany 10 i 15 lutego 1979 roku w Tokio. Zaczyna się Exciter i… jest ta sama magia co kiedyś na Made In Japan Deep Purple. W tych wersjach utwory zostały podniesione o kilka pięter. Jest szybciej, ostrzej. Cięte riffy, genialny śpiew Halforda: i zadziorny (czasami – jak określa to Peter z Vadera – szczekający) środek, i rozwibrowane falsety, i fragmenty recytowane, zresztą razem z publicznością. Melodyjne odjazdy gitarowe, niezwykle intensywna gra sekcji rytmicznej. Rewelacyjny album. Oto, jak przekuć hard rock w fenomenalny heavy metal.
3. British Steel (1980)
Idealnie splotły się czynniki mające wpływ na popularność. Ikoniczna okładka, prostsza formuła utworów plus ich melodyjność. Dowodem Breaking The Law – motoryczny i przebojowy, bez ekwilibrystycznych solówek gitarowych, Living After Midnight z prostym riffem i refrenem na stadiony, United – encyklopedyczny przykład utworu do śpiewania razem z publicznością, czy Metal Gods (o robotach, które chcą przejąć nad nami władzę). Zarazem kwintet potrafił strzelić Steeler i Rapid Fire w typowym dla siebie stylu – strzępy z głośników zostawia riffowanie – zauroczyć tyleż chwytliwym, co roztropnym refrenem You Don’t Have To Be Old To Be Wise i trochę pokombinować w Grinder. A w The Rage z heavy metalem, z pewną taką nieśmiałością, spotyka się… reggae. Trochę dziwne, ale w sumie na plus.
2. Screaming For Vengeance (1982)
Krótkie intro The Hellion i pojawia się genialny riff Electric Eye. To jedna z najlepszych piosenek zespołu. Rob Halford zaczyna jakby pospiesznie, zmienia barwę głosu, od początku przygotowując nas na chwytliwy refren. Tekst? O tym, jak prywatność kradną śledzące nas satelity (był rok 1982 – co powiedzieć teraz?!). Dalej mocarny, a zarazem przebojowy (Take These) Chains, wyjątkowo napisany przez amerykańskiego kompozytora i muzyka Boba Halligana Jr., zresztą początkowo z myślą o… Foreigner, powalający rytmiką Bloodstone i Riding On The Wind z wysokimi zaśpiewami w refrenie. Utwór tytułowy, wykonany w zawrotnym tempie, jest agresywny. Sztandarowym numerem stał się też niezwykle motoryczny You’ve Got Another Thing Comin’, w którym partie wokalne przeplatają się z mocno riffującymi gitarami. To płyta nowocześniejsza od British Steel, lepiej też brzmiąca. Produkcja pozwala delektować się każdym niuansem.
Richie Faulkner wskazuje płyty, od których należy zacząć przygodę z Judas Priest
1. Painkiller (1990)
Zespół zaprezentował fenomenalny repertuar i bezkompromisowy, metaliczny czad. Utwór tytułowy do dziś robi wrażenie: kosmos! Każdy z muzyków wykonuje tu życiową partię. Minisolo perkusji jako wstęp, hipnotyzujący wręcz atak gitar i Rob Halford straceńczo zdzierający gardło. Nie ma tu słabego numeru. Hell Patrol, rozszalały All Guns Blazing (ze wściekłym zaśpiewem Halforda a cappella), Leather Rebel czy Metal Meltdown – to wszystko są świetne melodie, wirtuozeria instrumentalna i wokalna, plus niuanse (mostek ze słowami out of control zaśpiewany najwyższą górą i z wibratem, a jeśli mowa o tym, że bestia powstaje, to również złowieszcze dźwięki itp.). W Night Crawler wstęp, recytacja i jej muzyczne tło są jak z horroru. Ale generalnie to znów bezlitosny – lecz melodyjny! – czad. Najbardziej klimatyczny jest A Touch Of Evil. Arcydzieło, najdoskonalsza studyjna płyta Judas Priest.
Recenzje wszystkich albumów Judas Priest, a także kompletną historię zespołu, wywiady, zdjęcia i ciekawostki znajdziesz w Wydaniu Specjalnym poświęconym zespołowi, dostępnym w sprzedaży.
JUDAS PRIEST WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE