W latach 80. Bill Ward odchodził i powracał do Black Sabbath, jednak pewna sytuacja szczególnie utkwiła w pamięci Tony’ego Iommiego.
Choć Bill Ward wziął udział w nagrywaniu pierwszej płyty z Ronniem James Dio – kultowego „Heaven and Hell” – podczas trasy koncertowej promującej album po prostu zniknął.
O jego odejściu z zespołu w 1980 roku wspomniał w rozmowie z „Ultimate Classic Rock” Tony Iommi:
Gdy graliśmy z Ronniem i byliśmy na koncercie w Denver, Bill po prostu zniknął. Wsiadł do swojego autobusu i odjechał. Szczerze mnie zszokował, bo znałem go dłużej, niż pozostałych. Grałem z Billem przez dwa lub trzy lata, zanim spotkałem się z Ozzem i Geezem. To był cholerny szok. Bill doszedł wtedy do punktu, w którym za dużo pił i nie był szczęśliwym człowiekiem, a chciał od tego uciec.
Myśleliśmy, że wróci i w końcu to zrobił [w 1982 roku], ale później znów odszedł. Znów zaczął pić, co było dla wszystkich bardzo trudne.
Bill Ward opuszczał Black Sabbath kilkukrotnie, a ostatecznie z zespołem pożegnał się w 2012 roku. Choć mówiło się, że dołączy do Iommiego, Osbourne’a i Butlera podczas prac nad albumem „13” i pożegnalną trasą, te plany nigdy nie doszły do skutku.
Muzycy nie potrafili się porozumieć, a poszło najprawdopodobniej o pieniądze, choć przez dłuższy czas utrzymywano, że o formę fizyczną Warda. Zespół rozwiązany został w 2017 roku, a perkusista nie miał okazji pożegnać się z fanami.
5X WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE