Zespół, będący jednym z filarów nowej fali brytyjskiego heavy metalu miał już na swoim koncie dwa, udane albumy, „Iron Maiden” (1980) i „Killers” (1981), jednak przełom w jego karierze miał dopiero nadejść wraz z trzecią płytą.
Iron Maiden. Najlepsze okładki [RANKING]
Przez cały 1981 rok rosły napięcia między zespołem, a wokalistą Paulem Di’Anno, który przejawiał coraz większy apetyt na narkotyki.
Nie chodziło o to, że wciągałem trochę koki. Wciągałem ją non-stop 24 godziny na dobę
– przyznawał, cytowany przez Micka Walla w biografii „Run To The Hills”, wokalista.
Drogi jego i zespołu szybko się więc rozeszły, a we wrześniu 1981 roku na przesłuchanie do Iron Maiden trafił wokalista grupy Samson, 23-letni Bruce Dickinson.
Szeroka skala głosu Dickinsona dawała większe możliwości, co też grupa skwapliwie wykorzystała na etapie komponowania nowych piosenek. Producent płyty, Martin Birch powiedział:
Poprzedni wokalista po prostu nie był w stanie poradzić sobie z bardziej skomplikowanymi wokalami, a Steve [Harris] chciał tworzyć bardziej złożone utwory. Kiedy dołączył Bruce, dla zespołu otworzyły się nowe możliwości.
Iron Maiden: „The Prisoner”
Czasu na nagranie płyty zespół Iron Maiden dużo nie miał, bo goniły go terminy. W styczniu 1982 roku grupa musiała wejść do studia Battery w Londynie. Tutaj jednak zespół uwinął się szybko – cała sesja, łącznie z miksami, została ukończona w pięć tygodni. Nie oznacza to bynajmniej, że zespół sumiennie wypełniał cały czas na pracę. Dickinson tak wspomina te sesje:
Chlaliśmy wtedy jak świnie. Nagrywaliśmy do czwartej nad ranem i przez ostatnie trzy czy cztery godziny puszczaliśmy głośno to, co wcześniej nagraliśmy, zalewając się w pestkę.
12 lutego 1982 roku ukazał się pierwszy singel zapowiadający nową płytę, z utworem „Run To The Hills”. Utwór okazał się największym przebojem w rodzimej Anglii, docierając do siódmego miejsca listy przebojów, podczas gdy wcześniejsze single w najlepszym wypadku zatrzymywały się w pierwszej trzydziestce.
Iron Maiden: „Run To The Hills”
Dwa tygodnie później wystartowała brytyjska trasa koncertowa, na której grupa wykonywała dużo utworów z niewydanego jeszcze wtedy, nowego albumu. Porywające koncerty z nowym materiałem pokazały, że grupa przedostała się do światowej pierwszej ligi. Charyzma i umiejętności Bruce’a Dickinsona w zestawieniu z nowymi, bardziej złożonymi i wyrafinowanymi utworami szybko trafiły do fanów wciąż ewoluującego metalu.
Iron Maiden: „Children Of The Damned”
Płyta trafiła do sprzedaży 22 marca 1982 roku i choć tytuł „The Number Of The Beast”, tekst utworu tytułowego, oprawa graficzna (znów dzieło Dereka Riggsa z Eddiem w roli głównej) i jeszcze parę innych elementów, wywołały protesty środowisk religijnych to album spotkał się z zachwytami krytyków, a i na listach przebojów radził sobie bardzo dobrze.
Na album trafiło osiem utworów (w wersji zremasterowanej z 1998 roku dołączył do niej także singlowy „Total Eclipse”, dla którego na oryginalnym wydawnictwie zabrakło miejsca, znalazł się za to na stronie B singla „Run To The Hills”). Większość z nich to ponadczasowe klasyki, wykonywane przez zespół na koncertach do dzisiaj.
Płytę otwiera szybki „Invaders”. W tekście grupa sięga po zamierzchłe tematy historyczne, nawiązując do inwazji na wyspy brytyjskie dokonanej przez Wikingów.
Następny utwór przypomina o kolejnym ważnym źródle inspiracji dla Iron Maiden – filmach. „Children Of The Damned” przywołuje filmy science-fiction z lat 60. „Wioska przeklętych” i „Dzieci przeklętych”.
„Prisoner” jest mocnym, chwytliwym numerem, a „22 Acacia Avenue” powraca do tematu Ladacznicy Charlotte z utworu „Charolette The Harlot” z debiutanckiej płyty.
Iron Maiden: „22 Acacia Avenue”
Następnie jest najsłynniejszy utwór, wydany pod koniec kwietnia 1982 roku na singlu „The Number Of The Beast”. Zainspirowany horrorem „Omen II”, naszpikowany biblijną metaforyką jest majstersztykiem budowania atmosfery grozy. Począwszy od fragmentu biblijnej Apokalipsy, czytanej przez Barry’ego Claytona, poprzez riffy i złowieszczy śpiew Dickinsona, w refrenie przeradzający się w opętańczy krzyk, jest to pomnikowe dokonanie heavy metalu lat 80. Nastrój grozy, energia i genialne melodie tak samo definiują metal lat 80., jak riffy Tony’ego Iommiego i śpiew Ozzy’ego Osbourne’a zdefiniowały metal lat 70.
Iron Maiden: „The Number Of The Beast”
Płytę dopełnia wspomniany wyżej „Run To The Hills” (znów powraca temat najeźdźców – tym razem białego człowieka dziesiątkującego Indian), ostry „Gangland”, a na zakończenie kolejny majstersztyk, czyli epicki „Hallowed Be Thy Name” – przejmująca opowieść skazanego na karę śmierci więźnia, ubrana w niezwykłą formę muzyczną, rewelacyjnie zinterpretowana przez Bruce’a Dickinsona, który miał okazję wykazać się tutaj swoimi oszałamiającymi zdolnościami wokalnymi (zwróćcie uwagę, jak długo potrafi utrzymać nutę).
Iron Maiden: „Hallowed By Thy Name”
Album „The Number Of The Beast” od razu wszedł do kanonu heavy metalu. Płyta spotkała się z powszechnym uznaniem krytyków i dotarła na sam szczyt zestawienia w Wielkiej Brytanii. Utwory z niej doczekały sie licznych przeróbek (Dream Theater nawet wykonywał całą tę płytę na swoich koncertach). Allmusic określił ją „jednym z pięciu najważniejszych dla heavy metalu albumów w historii”, magazyn „Q” umieścił w swoim zestawieniu 100 najlepszych brytyjskich płyt wszech czasów, znalazła się też w książce Roberta Dimery’ego „1001 albumów muzycznych. Historia muzyki rozrywkowej”). Iron Maiden zapoczątkowali nią serię swoich klasycznych albumów, która ciągnąć się miała aż do końca lat 80.
rf