Pat Mastelotto wspomina przerażający moment, który miał miejsce w przerwie ostatniej trasy King Crimson.
King Crimson zakończył swoją koncertową działalność 8 grudnia 2021 roku w Tokio. Jednak dla perkusisty zespołu koniec mógł niespodziewanie nadejść wcześniej.
W wywiadzie dla „Teraz Rocka” przeprowadzonym przez Wiesława Weissa, Pat Mastelotto, który w King Crimson bębnił już od połowy lat 90. wspomina groźny epizod, jaki miał miejsce tuż przed ostatnią serią koncertów grupy:
Zaczęliśmy tę trasę w lipcu na Florydzie, daliśmy kilkanaście koncertów, po czym musieliśmy zrobić sobie dwutygodniową przerwę, ponieważ zawsze w sierpniu Tony Levin i ja organizujemy z Adrianem Belewem warsztaty muzyczne Three Of A Perfect Pair Music Camp w Full Moon w górach Catskill. Kiedy dobiegły końca, mieliśmy wrócić z Tonym do King Crimson, ale ostatniego wieczoru przeżyłem zawał serca. Spotkałem się w hotelu z przyjacielem na koktajl i źle się poczułem. Nie potrafię powiedzieć, jak dotarłem do pokoju, ale wszedłem do środka i padłem. Całe szczęście, że była ze mną żona, która wezwała pogotowie, bo tętno spadło mi do trzydziestu uderzeń na minutę, czyli praktycznie doszło do zatrzymania akcji serca, co oznacza jedno – śmierć. Przewieźli mnie do maleńkiego szpitala w Kingston koło Woodstock, gdzie nie byli w stanie mi pomóc. I o trzeciej w nocy przetransportowali mnie helikopterem do szpitala kardiologicznego. Nie utraciłem podczas tego lotu świadomości, ale nie do końca wiedziałem, co się ze mną dzieje. Pamiętam, że leżałem unieruchomiony na noszach i zastanawiałem się, gdzie, kurwa, jestem. A kolejne wspomnienie to już następny dzień. O dziwo, kiedy się obudziłem, czułem się całkiem nieźle. To była sobota. A w sobotę i niedzielę w szpitalu niewiele się dzieje. Badali mnie tylko i sprawdzali, w jakim jestem stanie. Dopiero w poniedziałek przyszedł lekarz i mówi, że czeka mnie operacja. A ja: Nie ma mowy, za kilka dni mam próby w Albany, niedaleko stąd, a potem koncerty. Muszę lecieć do domu, do Nowego Jorku, zrobić pranie, przygotować się i wrócić do Albany (śmiech). A lekarz: Lot samolotem w ogóle nie wchodzi w grę. W pana stanie to zbyt ryzykowne. Stanęło na tym, ze wszczepili mi chip, działający jak rozrusznik, a jednocześnie umożliwiający mi śledzenie pracy serca (za pomocą specjalnej aplikacji – red.). Chodziło o to, bym mógł dokończyć trasę King Crimson po Stanach. I dopiero potem poddałem się operacji wszczepienia rozrusznika, co wyłączyło mnie z życia na sześć tygodni. Ale w listopadzie mogłem znowu dołączyć do King Crimson – na trasę po Japonii.
Obszerny wywiad z perkusistą King Crimson znajdziecie we wrześniowym numerze „Teraz Rocka”, który jest dostępny w sprzedaży.
WRZEŚNIOWY TERAZ ROCK – KUP ONLINE