Koncert Pantery w Łodzi był jednym z największych wydarzeń dla fanów metalu tego roku.
Pantera nigdy wcześniej w Polsce nie grała, miała wystąpić we wrześniu 2001 roku w Katowicach, ale wówczas cała trasa została odwołana po zamachach z 11 września, a potem zespół uległ rozwiązaniu.
Jednak w 2019 roku Philip Anselmo wraz The Illegals w Progresji wykonali specjalny set złożony wyłącznie z numerów Pantery i mogliśmy poczuć namiastkę tego, jak wyglądały koncerty grupy. Tym razem Pantera odwiedziła nas w końcu oficjalnie, a zmarłych braci Abbott zastąpili Zakk Wylde na gitarze i Charlie Benante na perkusji.
Najpierw obejrzeliśmy urywki archiwalnych zdjęć, w większości znanych z wydawnictw wideo zespołu opublikowanych niegdyś na DVD jako „3 Vulgar Videos From Hell” i posłuchaliśmy „kaloryferowej piosenki” ze ścieżki dźwiękowej „Głowy do wycierania” Davida Lyncha, a gdy opadła kurtyna zespół rozpoczął od „A New Level”. Bosy Philip Anselmo wydobył z siebie potężne dźwięki i było wiadomo, że jest w znakomitej formie. Po jego prawej jedyny członek pamiętający zamierzchłe czasy Pantery, czyli Rex Brown, po lewej bujną czupryną w charakterystycznej pozie wywijał Zakk Wylde, który jest chyba jedynym godnym zastępcą Dimebaga Darrella, a za bębnami Charlie Benante, który doskonale oddaje precyzyjny, maszynowy styl Vinniego Paula.
Półtoragodzinny program wypełniły utwory z klasycznych płyt Pantery, szczególnie z „Vulgar Display Of Power” i „Far Beyond Driven”. „Mouth For War” czy „I’m Broken” wprawiły tłum pod sceną w rytmiczny moshing, „Fucking Hostile” dodał punkowego czadu, a „This Love” znakomicie akcentował kontrasty. Ciekawostką był zagrany dopiero po raz drugi od ponad 20 lat „War Nerve”, który Phil zapowiedział jako utwór mało znany, choć raczej fani nie mieli problemów z jego rozpoznaniem. Mniej więcej w połowie koncertu światła przygasły, a na ekranach ponownie pojawili się bracia Abbott, weseli, roześmiani, skorzy do figli. Zespół natomiast w psychodelicznych barwach wykonał „Planet Caravan” Black Sabbath. Muzycy zgromadzili się pod perkusyjnym podestem, Charlie wyszedł zza bębnów i zagrał na małym zestawie. Dalej był „Walk”, w którym na scenie dołączyli członkowie Crowbar. I jeszcze kilka klasyków Pantery zwieńczonych na bis „Yesterday Don’t Mean Shit”, po którym fani odśpiewali zespołowi Sto lat, a Phil zaintonował jeszcze „Stairway To Heaven”, owinął się polską flagą, założył kapcie i podreptał za kulisy.
Koncert Pantery był częścią Metal Hammer Festival, na którym wystąpili także Hatebreed, Crowbar i silna reprezentacja polskich wykonawców. Całą relację znajdziecie w lipcowym „Teraz Rocku”, który do sprzedaży trafi pod koniec czerwca.
Poniżej przedstawiamy natomiast galerię zdjęć autorstwa Bartka Koziczyńskiego.
Pantera
Hatebreed
Crowbar
Illusion
Flapjack