Myles Kennedy wystąpił 7 listopada w warszawskiej Progresji. Reakcja fanów zaskoczyła artystę.
Myles Kennedy wielokrotnie odwiedzał nas z Alter Bridge i ze Slashem, ale był to jego pierwszy solowy koncert w Polsce i nie wiedział do końca, czego się spodziewać.
A przyjęcie w Progresji na koncercie promującym album The Art Of Letting Go przerosło jego oczekiwania. Owacje między utworami były tak gromkie i długie, że zaskoczony Myles chwilami nie mógł dojść do głosu. Nie pomyliliście nas z kimś? – zapytał skrępowany, gdy po trzecim numerze w końcu mógł coś powiedzieć. A gdy w połowie koncertu emocje nadal nie opadały, powiedział: Zdajecie sobie sprawę, że zepsuliście nas na resztę trasy? Teraz już żaden koncert nie będzie się z tym równał. Powinniśmy tu zostać i grać do końca trasy.
Trio jakie Myles zebrał na trasę dawało czadu w takich numerach, jak Say What You Will czy In Stride, ale też było trochę grania solówkami i bluesowego jamowania w Behind The Veil (gdzie publiczność świetnie pociągnęła wokalizę). Tutaj Myles mógł popisać się swoim warsztatem solówek, bo przy Tremontim czy Slashu stara się nie wychodzić przed szereg i trudno mu się dziwić, w końcu gra z najlepszymi gitarzystami świata. Ale był też moment, gdy Kennedy został sam na scenie z gitarą akustyczną i wykonał All Ends Well Alter Bridge.
Poniżej prezentujemy galerię z koncertu przygotowaną przez Bartka Koziczyńskiego.