Moby w bardzo głośnym wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Daily Telegraph” rozprawia się ze swoimi demonami z przeszłości. Muzyk szczerze wyznaje, że kilka lat po wydaniu słynnego albumu „Play”, był bliski odebrania sobie życia.
Motörhead wypuszcza specjalne koszulki na mundial
Sukces wspomnianego krążka z 1999 był początkiem problemów Moby'ego. Artysta zaczął brać narkotyki, nadużywać alkoholu, co omal nie skończyło się dla niego tragicznie.
Pamiętam taki moment z 2002 roku, rozdanie nagród MTV w Barcelonie. Mieszkałem w ekskluzywnym hotelu, właśnie zdobyłem nagrodę. Byłem jednak tak zdołowany i pełen niepokoju, że chciałem tylko wyskoczyć przez okno. Nie otwierały się jednak wystarczająco szeroko
– wspomina.
Przeczytałem artykuł dotyczący tego, jak ludzie zabijają się, zakładając plastikowe torby na głowę. Spróbowałem tego. Worek śmierdział mocno polichlorkiem winylu. Pomimo tego, że byłem na haju, a także pijany do nieprzytomności, jakiś głos w mojej głowie podpowiedział mi, że ostatnie chwile na ziemi nie powinny śmierdzieć jak wnętrze worka na śmieci
– dodał Moby w wywiadzie dla „The Daily Telegraph”.
Album „Play” przeszedł do historii z tego powodu, że wszystkie utwory, które się na nim znalazły, zostały wykorzystane w co najmniej jednej reklamie. Znalazł się na liście 500. najlepszych płyt przygotowanej przez amerykański magazyn „Rolling Stone”. Do tej pory na całym świecie szósty album Moby'ego rozszedł się w 12 milionach egzemplarzy.
Moby obecnie skupia się przede wszystkim na działalności na rzecz zwierząt. Sporadycznie koncertuje z przyjacielem, basistą Peterem Hookiem. Większej aktywności muzyka na tym polu nie ma raczej się co spodziewać – w tej samej rozmowie przyznał, że zamiast występować na żywo woli skupić się na innych, przyjemniejszych zajęciach.
Nie tak dawno, na początku marca tego roku, na rynku ukazał się piętnasty studyjny krążek artysty zatytułowany „Everything Was Beautiful, and Nothing Hurt”.
szy