Trasa koncertowa The Monkees i Jimiego Hendrixa była jedną z najdziwniejszych w historii rock’n’rolla.
W 1967 roku mało jeszcze wówczas znany Jimi Hendrix ruszył w trasę jako support The Monkees – szalenie popularnego wśród młodszych nastolatków protoplasty późniejszych boysbandów. Nietrudno się domyślić, że publiczność była skonsternowana.
Perkusista The Monkees, Micky Dolenz, w rozmowie dla „Ultimate Classic Rock” mówi, że ówczesną publiczność The Monkees stanowiły głównie 12-letnie dziewczynki:
Fanki chciały zobaczyć tylko headlinera, a Hendrix nie był typowym supportem. Od razu było widać, że ma fenomenalny talent. Jimi to jedyny support, dla którego przychodziłem wcześniej i stawałem z boku sceny, żeby go oglądać. Słuchałem oniemiały, ciesząc się, że mogę coś takiego widzieć. Jimi wchodził na scenę, odpalał wzmacniacze na maksa i grał „Purple Haze”, a dzieciaki natychmiast krzyczały: „Chcemy Daaavyyy’ego”. Boże, ale to było żenujące.
Po kilku koncertach trasy Jimi Hendrix zrezygnował z koncertów z The Monkees.
fot. Steve Banks