Bill Kelliher, gitarzysta zespołu Mastodon, w wywiadzie dla podcastu „Let There Be Rock”, opowiedział o swoich fascynacjach muzycznych z czasów dzieciństwa, które przypadało na lata 80. i wczesne 90.
Kelliher powiedział, że najcięższe zespoły, jakie wówczas puszczało radio to Scorpions i Van Halen. On jednak szukał czegoś cięższego, mimo że był także fanem U2. Zespołem, który go wciągnął w ciężkie brzmienia była Metallica.
W tamtych czasach takiej muzyki radio nie grało. Trzeba było pójść do sklepu z płytami i poszperać, przeglądając okładki. Tak też robiłem. Pewnego dnia natrafiłem na „Master Of Puppets”, obróciłem płytę i z tyłu ujrzałem kolesi z długimi włosami, w koszulkach Misfits i w podartych jeansach. Pomyślałem: „Oni mają gdzieś swój wygląd”. A za nimi był tłum miliona osób.
Pomyślałem sobie: „Te tytuły utworów są szalone. Chcę tego posłuchać w domu”. Wtedy odkryłem, że jest to właściwie muzyka klasyczna na elektryczne gitary. Bardzo piękna.
Iron Maiden w tamtych czasach wydawali mi się zbyt nieosiągalni. Nie potrafiłem przekonać się do wokalu, a gitary były zbyt doskonałe. I te wszystkie harmonie… Teraz ich doceniam. Ale wówczas byli dla mnie zbyt wyrafinowani.
Pamiętam, jak uczyłem się grać „Number Of The Beast” na gitarze z moim kumplem, Erniem. Był wielkim fanem Iron Maiden i wpychał mi ich na siłę. Mówiłem mu: „No nie wiem, stary. Fajne i w ogóle, ale…”. Kiedy grał ten riff zdawał się prosty, ale technicznie jest nieco nie do rytmu i dziwny.
Bardziej mnie fascynowali gitarzyści rytmiczni niż solowi. Lubiłem słuchać w Metallice tych szalonych gitar rytmicznych pod solówką. One były dla mnie bardziej interesujące.
„Battery” jest niesamowite. Tak precyzyjny riff… Ukształtował cały mój świat. Gdyby nie Metallica i wczesny punk, pewnie teraz zmywałbym gdzieś naczynia.
Zgadzacie się z Billem Kelliherem? A może macie zupełnie inne doświadczenia? Podzielcie się swoimi opiniami.
rf