Jeden z najważniejszych, a może najważniejszy album w dorobku Metalliki właśnie skończył 35 lat. Warto dowiedzieć się o nim coś więcej!
Metallica w 1986 roku była obiecującym zespołem na scenie thrashowej. Młodzi muzycy mieli na koncie dwa albumy – „Kill ‘Em All” z 1983 roku i „Ride The Lightning” z 1984 – które pomogły podnieść thrash metal do rangi sztuki. Złożone, starannie przemyślane i odegrane z niebywałą precyzją kompozycje znacznie wybijały ponad to, co w ówczesnym czasie mogła zaoferować kalifornijska scena metalowa.
Prace nad „Master of Puppets” rozpoczęły się latem 1985 roku i wyglądały one dość typowo. Autorom książki „Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć” (polskie wyd. In Rock, 2014), Paulowi Branniganowi i Ianowi Winwoodowi, perkusista Lars Ulrich opowiadał:
Chciałbym móc powiedzieć, że latem, kiedy komponowaliśmy „Master Of Puppets” w powietrzu było coś magicznego, coś czego nie było wcześniej i co nie pojawiło się już nigdy później. Ale to byłoby kłamstwo. Myślę, że po prostu mieliśmy odpowiednie podejście i byliśmy otwarci na pomysły. Cały zespół stawał się coraz bardziej pewny siebie.
Większość albumu powstała w maju i czerwcu 1985 z najlepszych pomysłów, które znaleźliśmy na naszych taśmach z riffami. Nie różniło się to niczym od tego, jak tworzyliśmy wcześniej. Siedzieliśmy razem z Jamesem, przesłuchując taśmy z jego pomysłami i z pomysłami Kirka. Cliff był w zespole od paru lat i wniósł wiele harmonii i melodii. Otwarcie się na niektóre pomysły Cliffa odnośnie harmonii zajęło mi i Jamesowi trochę czasu, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie graliśmy. Ale w końcu to załapaliśmy i zaczęliśmy więcej eksperymentować.
– podsumował perkusista
5X WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE
Nietrudno zauważyć, że harmoniami i strukturami, wiele utworów z „Master of Puppets” nawiązuje do muzyki klasycznej. Była to zasługa basisty Cliffa Burtona, który mając za sobą klasyczne szkolenie, podsuwał zespołowi wiele rozwiązań, wówczas niespotykanych na scenie metalowej.
Po nagraniu wersji demo utworów Metallica wysłała je do Flemminga Rasmussena, z którym w Kopenhadze pracowała już przy poprzednim albumie. Kwartet wiedział, że tym razem też chce z nim pracować.
Płyta początkowo jednak miała być nagrywana w Los Angeles, ale Larsowi Ulrichowi nie udało się tu znaleźć żadnego studia, z którego brzmienia byłby zadowolony, jeśli chodzi o bębny. I tak pod koniec sierpnia Metallica ponownie wyruszyła do Kopenhagi.
Na rozgrzewkę Metallica nagrała przeróbki „The Prince” Diamond Head i „Green Hell” Misfits, a potem zabrała się za własny materiał.
Metallica – „Battery”
Nagrania, jak na ówczesne standardy i budżet Metalliki, ciągnęły się dość długo. Perfekcjonista Lars wciąż miał problemy z brzmieniem werbla, postanowił więc pożyczyć werbel od perkusisty Def Leppard, Ricka Allena, który wówczas przechodził rehabilitację po wypadku, w którym stracił ramię. Każdy z muzyków wykazywał się swoją sprawnością i dbałością o szczegóły – James Hetfield z niebywałą precyzją robił nakładki gitar tak, że Rassmusen nie potrafił wyjść z podziwu dla ich zwartości; Kirk Hammett nagrał bajecznie melodyjne i wyrafinowane solówki; Cliff Burton chętnie eksperymentował z brzmieniem swojego basu, wykazując się niesamowitym wizjonerstwem choćby w „Orion”; a Lars Ulrich dopracował precyzję z jaką grał na perkusji. Tu wszystko chodziło, jak w zegarku.
Metallica – „Orion”
To Lars jako ostatni opuścił Danię – podczas, gdy jego koledzy tuż przed Bożym Narodzeniem wylecieli z powrotem do Kalifornii, on spędził jeszcze kilka dni w studiu z Flemmingiem, dogrywając ostatnie poprawki.
Nie mając żadnej promocji radiowej ani telewizyjnej (w czasach, gdy trendy wyznaczało MTV), bez przebojowego singla, z długimi, skomplikowanymi utworami „Master of Puppets” osiągnął w USA Złoto jeszcze w 1986 roku, Platyną pokrywając się dwa lata po premierze. Do dziś w samych Stanach Zjednoczonych rozeszło się ponad 6 milionów egzemplarzy, gwarantując albumowi sześciokrotną platynę.
Był to złoty czas dla thrash metalu. „Master of Puppets” należy do najwspanialszych albumów tego nurtu, ale nie jest jedyny. W tym samym roku Slayer wydał „Reign In Blood” a Megadeth „Peace Sells… but Who’s Buying?”. Rok później do sklepów trafił „Among The Living” Anthrax i w ten sposób Wielka Czwórka thrash metalu dorobiła się swoich epokowych dzieł.
Metallica – „Disposable Heroes”
„Master of Puppets” był niestety ostatnim albumem, jaki Metallica nagrała z Cliffem Burtonem. 27 września 1986 roku podczas skandynawskiej części trasy promującej album Cliff zginął w wypadku autokaru, w wieku zaledwie 24 lat.
W 2008 roku, w kolekcji „Teraz Rock Metallica” pisaliśmy:
Świadectwem tego czasu jest arcydzieło, które weszło do rockowego kanonu i odmieniło oblicze ciężkiego grania. OK, składniki nie były zupełnie oryginalne. Mamy wpływy klasyczne: Black Sabbath (intro The Thing That Should Not Be) czy Deep Purple (wstawka Damage, Inc.). Mamy punkową wściekłość, konsekwentnie wprowadzaną przez zespół do metalu (Disposable Heroes). Są ukłony nietypowe, na przykład w stronę filmowej twórczości Ennio Morricone (wstęp Battery, łagodny środek kompozycji tytułowej)…
Wszystko to zostało jednak wymieszane w zupełnie nowy sposób. Zmiksowane w epickie kompozycje (nie schodzą poniżej pięciu minut), pełne zmiennych, zaskakujących motywów, podbite mocnym, sterylnym, brzmieniem. Master of Puppets najlepszym przykładem. Od potężnego uderzenia riffowego na wstępie, przez zgrabne zastosowanie „nuty pedałowej”, wspomnianą część balladową, piękną solówkę, złowieszczą jazdę na tłumionych strunach, po część szybką, z popisową jazdą gitarową…
W 2006 roku, w 20. rocznicę premiery „Master of Puppets” Metallica wykonywała ten album na koncertach w całości.
Na podstawie tekstu Roberta Filipowskiego z 2017 roku