We wrześniowym „Teraz Rocku”, który 31 sierpnia trafił do sprzedaży, znajdziecie między innymi recenzję najnowszej płyty Megadeth. Autorem tekstu jest Robert Filipowski.
Trochę się na tę płytę naczekaliśmy. Prace spowolniła choroba nowotworowa Dave’a Mustaine’a, potem pandemia. A gdy wydawało się, że Megadeth jest na ostatniej prostej, ze składu w atmosferze skandalu obyczajowego został wyrzucony David Ellefson i partie basu od nowa nagrał Steve Di Giorgio z Testamentu. Znamy albumy długo odwlekane, które rozczarowały. The Sick, The Dying… And The Dead! do nich absolutnie… NIE należy!
Megadeth powraca do szczytowej formy, nieodbiegającej od tego, co prezentował na przełomie lat 80. i 90. Jest energia, czad, świetne melodie, solówki i właściwie wszystko, za co go kochamy.
Gdy kilka lat temu rozmawiałem z Ellefsonem, jeszcze wówczas zaangażowanym w powstawanie płyty, zapewniał mnie, że będzie to jedno z najcięższych i najbardziej progresywnych dokonań Megadeth. Podobne przechwałki słyszeliśmy z ust wielu, ale tu okazały się prawdą. Wściekłe partie dominują w Life In Hell czy Night Stalkers, gdzie gościnnie udziela się Ice-T, dodając bezkompromisowe wersy. Célebutante pod względem tempa i dźwiękowej agresji to wręcz powrót do czasów Killing Is My Business. Z kolei progresywność przejawia się w budowaniu złożonych form, jak w Dogs Of Chernobyl i Killing Time, czy w pieczołowicie dopracowanych riffach oraz solówkach gitarowych. Mission To Mars wydaje się najbardziej odstawać od całości. Przynajmniej z początku, gdzie postawiono na klimat i melodie (a nawet całkiem przebojowy refren). Utwór rozpędza się dopiero w dramatycznej końcówce, w której Mustaine zamiast śpiewać deklamuje tekst przez interkom.
WRZEŚNIOWY „TERAZ ROCK” – KUP W E-SKLEPIE
Temat śmierci wyraźnie przewodzi albumowi. Czy to nawiązania do dżumy we wstępie utworu tytułowego, czy do atomowej zagłady w Dogs Of Chernobyl, Mustaine ochrypłym, wściekłym głosem wyrzuca z siebie ponure słowa. Śmierć może przyjąć też wymiar okultystyczny (Sacrifice) czy też przyjść w następstwie uzależnienia od narkotyków (Junkie). Lider Megadeth nigdy wcześniej nie był w swoim śpiewie aż tak zaciekły i bezpośredni. Kanonada dźwięków w We’ll Be Back to być może najlepsza rzecz, jaką zrobił od kilkudziesięciu lat.
Żaden z zespołów Wielkiej Czwórki na późnym etapie działalności nie nagrał tak doskonałego albumu. Megadeth zawiesił kolegom poprzeczkę bardzo wysoko. Slayer wyzwania już się nie podejmie. Ale Metallica i Anthrax na nowych albumach będą musiały się wykazać.
Album The Sick, The Dying… And The Dead! światło dzienne ujrzy 2 września.