Matt Sorum przeżył najbardziej szalone czasy Guns N’ Roses. Co najbardziej szalonego zapamiętał?
Matt Sorum w swojej karierze grał z wieloma artystami. Pomógł zaistnieć Tori Amos, w przełomowym momencie dołączył do The Cult, doświadczył największych sukcesów Guns N’ Roses, którego perkusistą był w latach 1990-1997 (choć ostatni koncert z nimi zagrał w 1993 roku).
W wywiadzie dla „Black Oxygen Inspiration” Sorum wspomina, że pewne wydarzenia z tamtych czasów napawały go przerażeniem:
Dziś, gdy jestem starszy, pewnie poradziłbym sobie z nimi nieco inaczej, ale wówczas wymykały się spod kontroli. Wszystko działo się szybko. Wokół nas kręciło się wiele osób. Byliśmy wówczas największym zespołem na świecie. Nie było nikogo większego, pojawiało się wiele osób, choćby starych przyjaciół, którzy chcieli to wybadać. Dzięki bogu nie miałem wówczas telefonu komórkowego. Przyznaję, że za dużo piłem. Zespół z tego słynął. Czułem się więc do tego zobligowany, bo czułem się niczym pirat na statku. Byliśmy jak gang, a ja chciałem być jego częścią. Byłem niczym dzieciak, który wpadł w szkole w takie towarzystwo: „Dobra, teraz sobie zrobię tatuaż, zacznę pić”. Zawsze piłem, ale tutaj zaczęło się to trochę wymykać spod kontroli, bo skala całości była taka wielka. Podobała mi się ta przygoda, naprawdę. Ale byłem niczym w rockandrollowej bańce, która toczyła się przez cały świat. Chciałem być częścią tej przygody, ale zaczęło to wpływać na moją grę. Zacząłem trochę bardziej cieszyć się imprezowaniem niż muzyką.
Szalone przygody Guns N’ Roses poznasz też w naszym Wydaniu Specjalnym poświęconym zespołowi, dostępnym online.
GUNS N’ ROSES WYDANIE SPECJALNE – KUP ONLINE