Choć 74-letnia Marianne Faithfull po wielu trudach poradziła sobie z COVID-19, w jej organizmie zaszły nieodwracalne zmiany.
Gdy w kwietniu ubiegłego roku Marianne Faithfull trafiła do szpitala z problemami zdrowotnymi, a test wykazał pozytywny wynik na COVID-19, jej rokowania nie były najlepsze. Organizm 73-latki podjął jednak walkę i po 22 dniach w szpitalu udało jej się wygrać z chorobą. Okazuje się jednak, że to zwycięstwo okupione zostało wieloma stratami.
W najnowszym wywiadzie Marianne Faithfull przyznała, że od kilku miesięcy zmaga się z dolegliwościami, które przed chorobą u niej nie występowały. Jest nieustannie zmęczona, cierpi na utratę pamięci krótkotrwałej, a także ma trwale uszkodzone płuc. Jak się również okazuje, może nie wrócić już na scenę, a problemem jest jej głos:
Możliwe, że już nigdy nie zaśpiewam. To może być koniec kariery. Byłabym niesamowicie zmartwiona, gdyby do tego doszło, ale z drugiej strony – mam już 74 lata. Nie czuje się przeklęta, ale i nie czuję się niepokonana. Czuję się jak cholerna ludzka istota.
– powiedziała Marianne Faithfull w rozmowie z „The Guardian”.
Marianne Faithfull zaistniała na brytyjskiej scenie w połowie lat 60. lansując przebój The Rolling Stones „As Tears Go By”. W późniejszych latach wydała szereg udanych i cieszących się powodzeniem płyt, w tym „Broken English” (1979) i wydany w 2018 roku jej ostatni jak dotąd album „Negative Capability”.