Judas Priest musiał udowodnić, że nie ukrywa na swoich płytach szkodliwych treści. Z pomocą zespołowi przyszedł… Frank Sinatra.
W 1985 roku dwaj nastolatkowie postanowili popełnić samobójstwo strzelając sobie w głowę. Jeden z nich zginął na miejscu, ale drugi przeżył (zmarł trzy lata później z powodu powikłań po obrażeniach), twierdząc, że do tego kroku skłoniła ich muzyka Judas Priest. W 1990 roku ruszył proces. Prawnicy rodzin nastolatków twierdzili, że do samobójstwa nakłoniły ich wiadomości, które rzekomo miały być zaszyfrowane na płycie „Stained Class” Judas Priest.
Rob Halford w wywiadzie dla „Metro” wspomina:
Dwóch chłopaków popełniło samobójstwo, a grupa ludzi wspierana przez tych, którzy byli przeciwni heavy metalowi, twierdziła, że pisaliśmy piosenki, które nakłaniały ludzi do samobójstwa. To szaleństwo. Ozzy Osbourne przeszedł coś podobnego z „Suicide Solution”. Musieliśmy stawić się w sądzie.
Halford wspomina, jak udało się obalić oskarżenia i w jaki sposób pomógł zespołowi Frank Sinatra:
Prokurator twierdził, że jeśli puści się nasze płyty od końca, można usłyszeć satanistyczne treści. Stwierdziłem, że musimy udowodnić im, że się mylą. Wzięliśmy jakieś płyty Franka Sinatry i przesłuchaliśmy je w hotelu od tyłu. Nagle usłyszeliśmy jakieś dziwne wiadomości. Jedna z nich brzmiała „dałem jej miętówkę”. Coś absurdalnego. Zagraliśmy je sędziemu, który był konserwatywnym mormonem i aż się wzdrygnął. Był zaskoczony.
Ostatecznie sędzia oddalił pozew, twierdząc, że rzekome treści były tylko „przypadkową zbieżnością brzmienia akordów gitar z głosem”.