Wokalista zespołu Baroness w dzieciństwie miał okazję spotkać legendarny zespół. Jak to spotkanie go ukształtowało?
John Baizley w wieku 13 lat udał się na koncert zespołu Nirvana, który właśnie wydał album „Nevermind”. Przyszły wokalista Baroness był pod takim wrażeniem koncertu, że postanowił spotkać się z zespołem. Jak to spotkanie go ukształtowało?
W wywiadzie dla „Teraz Rocka” John zapytany o wydarzenie, które go najbardziej ukształtowało, jako artystę, odparł najpierw, że jako osoba kreatywna, czuje się, wybrańcem swojej profesji i czuje się winny, jeśli nie jest kreatywny. Następnie wspomniał czasy, gdy miał kilkanaście lat:
Dorastałem na wsi, gdzie nie było koncertów ani wielu wydarzeń kulturalnych, a moją religią było MTV. Akurat wtedy wybiła się Nirvana, która wywarła na mnie ogromne wrażenie. Wcześniej słuchałem muzyki, która brzmiała skomplikowanie, ale nie wywoływała u mnie emocjonalnych reakcji. Natomiast Nirvana brzmiała prosto, ale wywoływała bardzo skomplikowane reakcje, z którymi się identyfikowałem. Najpotężniejszym narzędziem jest dotarcie do ludzi w najprostszy sposób i dzięki zespołom takim jak Nirvana zrozumiałem, że też mogę tworzyć muzykę. Był w tym punkowy duch, który ogarnął cały świat. Przez rok czy dwa byli największym zespołem na całej planecie. Byłem pod wielkim wrażeniem tej magii. Miałem 13-14 lat, gdy widziałem ich na początku trasy promującej „Nevermind„, gdzieś w college’u, w górach. Był wtedy mróz. Koncert był znakomity, a po koncercie pragnąłem spotkać się z zespołem. Przyjaciółka matki, która zawiozła nas na koncert, miała męża muzyka i powiedziała: „Jeśli chcecie spotkać zespół, musicie kręcić się z tyłu. Tu jest ich autokar, tam są drzwi. W pewnym momencie będą musieli tędy przejść. Pytanie, czy chcecie czekać w przepoconych ciuchach na mrozie. Jeśli tak, będę w samochodzie”. Z dwoma przyjaciółmi czekaliśmy na mrozie, aż jakieś pół godziny później wyszedł cały zespół. Spędzili z nami całą godzinę. Nie rozmawiali z nami jak z naiwnymi dzieciakami, tylko jak z równymi sobie. Nigdy tego nie zapomnę. Wówczas zdałem sobie sprawę, że muzyka to nie tylko medium artystyczne, ale też przestrzeń, w której osoby takie, jak ja mogą czuć się równe z wielkimi gwiazdami. Dlatego ważny był dla mnie punk rock, bo pokazywał, że każdy z nas jest wyjątkowy. Na tym powinna polegać nasza muzyka, nasza sztuka. Powinna podkreślać to, co w nas jest inne, a nie takie samo. Zawsze niechętnie podchodziłem do muzyki z perspektywy gatunków, bo w pewnym momencie staje się to ortodoksyjne, nagle pojawiają się zasady, które wcześniej nie miały dla mnie znaczenia. Jasne, gram w zespole rockowym, mamy bębny, ale nie dlatego, że ich potrzebujemy tylko dlatego, że wszystko, co robimy jako zespół podkreśla to, kim jesteśmy. Myślę, że nigdy o tym nie zapomnieliśmy. Dwadzieścia lat od założenia Baroness nadal jest to dla mnie ważne.
Zespół Baroness we wrześniu powrócił z albumem „Stone”. Cały wywiad z wokalistą znajdziecie w październikowym numerze „Teraz Rocka”, który do sprzedaży trafi już 27 września.