Thirty Seconds To Mars wystąpili kilka dni temu w Kalifornii, jednak pod koniec koncertu sprawy wymknęły się spod kontroli. Jared Leto nakazał przerwać koncerty, gdy zauważył agresywne zachowanie ochrony.
Thirty Seconds To Mars zagra w Polsce w niezwykłym miejscu
Pod koniec koncertu Jared Leto tradycyjnie zaprasza na scenę fanów, jednak ochrona Kalifornii zachowała się nadgorliwie. Wokalista przerwał koncert, nakazał zapalić światła i powiedział do ochroniarzy:
Zostawcie tego kolesia. Jesteście dziś zbyt agresywni. Uspokójcie się, nie eskalujcie sytuacji. Do tego gościa dobrało się siedmiu ochroniarzy. To bez sensu.
Tak bywa, gdy w budynku jest zbyt wielu ochroniarzy. Zawsze są jakieś problemy. Uspokójcie się. Po prostu uważajcie na siebie.
Więcej o sytuacji napisał jeden z fanów na Instagramie. Wspomniał, że był w grupie fanów, która chciała dostać się na scenę po tym, jak zaprosił ich Jared:
Gdy zeszliśmy ze schodów, stało tam czterech ochroniarzy, krzyczących na nas i świecących nam po oczach latarkami. Musiałem się zachowywać, jakbym został aresztowany – podniosłem obie ręce i tłumaczyłem, że nie mogę się cofnąć, bo na schodach zrobił się zator i ludzie na siebie wpadają. Jedna z osób w ochronie patrzyła mi w oczy i krzyczała prosto w twarz, mimo że wiedziała, że nie mogę nigdzie pójść. Gdy w końcu udało nam się ruszyć, świeciła nam prosto po oczach, oślepiając nas na schodach. Musiałem zasłonić latarkę dłonią i krzyczeć, że mnie oślepia i nie mogę się ruszyć. Dopiero wtedy przestała.
Ten sam autor opowiada, jak był świadkiem, gdy na koncercie ochrona pobiła siedemnastolatka:
Został uderzony przez ochronę sześć razy. Rzucili go na ziemię, kopali po plecach i żebrach, a także oblali go piwem.
rf