Premiera filmu „Nie czas umierać” wciąż jest przekładana, a studio MGM rozgląda się ponoć za rozwiązaniami alternatywnymi. Czy będzie to oznaczać śmierć największych sieci kinowych?
Pandemia bardzo negatywnie wpłynęła na wiele gałęzi gospodarki. Wśród firm, które cierpią z tego powodu najbardziej, są właściciele sieci kin. Od wielu miesięcy większość sal kinowych jest zamknięta, a te otwarte – na nowych zasadach – świecą pustkami. Powodem jest nie tylko strach przed zarażeniem się COVID-19, ale również brak ciekawych kinowych nowości.
Między innymi z tego powodu premiera jednego z najbardziej oczekiwanych filmów jest wciąż przekładana. Mowa o „Nie czas umierać”, czyli najnowszej odsłonie przygód Jamesa Bonda. Zagraniczne media donoszą, że studio MGM powoli traci cierpliwość i rozgląda się za rozwiązaniem alternatywnym – sprzedażą filmu jednej z największych platform streamingowych.
Jeśli doszłoby do takiej transakcji, „Nie czas umierać” nigdy nie pojawiłoby się w kinach, a to oznaczałoby kolejny, dla niektórych sieci kinowych może nawet śmiertelny cios.
Czy do sprzedaży nowego Bonda faktycznie dojdzie? Na razie nie wiadomo, ale MGM chciałoby otrzymać za swój film bagatela 600 milionów dolarów. To ogromna kwota, ale z drugiej strony platformy streamingowe mogą sobie na taki wydatek pozwolić. Nieoficjalnie mówi się, że o odkupienie „Nie czas umierać” starają się Netflix oraz Apple.
Na ten moment wciąż jednak aktualna jest ostatnio ogłoszona data premiery. „Nie czas umierać” ma pojawić się w kinach w kwietniu 2021 roku. Czy tak się jednak stanie? Tego nie wiadomo.