Do grona znakomitości, które publikowały felietony na łamach „Teraz Rocka”, w sierpniu dołączył pisarz Jakub Żulczyk.
Sierpniowy „Teraz Rock”, który doskonale sprawdzi się jako wakacyjna lektura, jeszcze przez dwa tygodnie dostępny będzie w salonach prasowych i kioskach. Zachęcamy szczególnie do działu z felietonami, w którym pojawił się znakomity pisarz, Jakub Żulczyk.
Autor takich książek jak „Ślepnąć od świateł”, „Wzgórze psów” czy „Informacja zwrotna” napisał na naszych łamach:
Janerka siedzi na scenie, przypominając pająka w wielkim gnieździe. Podpierają go muzycy – obok Bożeny Janerki perkusista Michał Mioduszewski i gitarzysta Bartosz Straburzyński. W czarnych okularach Janerka przypomina postać z jakiejś mrocznej baśni, na przykład z filmu anime ze Studia Ghibli. Jego dłoń wędruje po basie jak dłoń ślepca po doskonale znanej mu twarzy. Muzyka Janerki jest jak zwykle na odwrót, bas gra to, co powinna grać gitara, gitara gra to, co powinien grać bas. Wszystko stoi na głowie, a jednak doskonale się zgadza. Jesteśmy w sali widowiskowej Domu Kultury w Kłodzku, koncert odbywa się w ramach festiwalu literackiego Góry Literatury, organizowanego przez Fundację Olgi Tokarczuk. Tak jak Janerka, jestem gościem festiwalu, przyjechałem tu na spotkania autorskie, ale te już się odbyły, teraz jestem po prostu widzem. Siedzimy w przednich rzędach, w sali jest duszno i gorąco. Janerka zaczyna od nowych utworów, gra je z lekkością i kokieterią, tłumacząc, że jeszcze dobrze się ich nie nauczył, a płytę nagrali przez telefon. Ściemnia, przecież po wydaniu płyty powiedział w wywiadzie Jarkowi Szubrychtowi, że utwory leżały u niego na komputerze dwanaście lat, tylko zepsuł mu się mikrofon. Janerka, nie dość że pająk, to jeszcze bajerant. Utwory Klausa Mitffocha (jestem kustoszem takiego starego zespołu) i kawałki z Historii podwodnej gra z wyraźnym gniewem, nerwem. Z jednej strony zdaje się być poirytowany graniem Konstytucji czy Śpij aniele mój od czterdziestu lat, z drugiej – wciąż w nie wierzy.
Moje felietony dla „Teraz Rocka” są spełnieniem dziecięcego marzenia. Prenumerowałem „Rocka” (nazywał się jeszcze wtedy „Tylko Rock”) jako młody chłopiec. Do dziś pamiętam poszczególne artykuły, recenzje, rubryki, ile jaka płyta dostała gwiazdek w recenzji czy w opisie we wkładce. Pamiętam, że Klaus Mitffoch został wybrany najważniejszą polską płytą lat osiemdziesiątych. Pamiętam też rubrykę, w której Janerka opowiada o historii swojego słuchania muzyki. Pamiętam, że rubryka jest krótka, ale Janerka i tak odpowiada wybiórczo, niechętnie. Twierdzi, że tak naprawdę jedyny zespół, którego słuchał na poważnie (i jedyny, którego warto słuchać) to Beatlesi, i dopiero teraz pojawił się drugi taki zespół, który nazywa się Nirvana (cytuję wypowiedź po sensach, z pamięci, być może brzmiała zupełnie inaczej). Pamiętam, że jako mały wielki fan Nirvany bardzo lubię tę wypowiedź, obrazoburcze dla wielu zestawienia. Płyta winylowa Mitffocha leży w kolekcji rodziców, zdejmuję ją z półki, odkurzam, zakładam na gramofon Unitra i zaczynam słuchać. Nie pamiętam, czy znajduję jakieś podobieństwo. Dzisiaj, pisząc tekst, zastanawiam się, co tak właściwie Janerce podobało się w Nirvanie – poza oczywistym faktem, że taki talent melodyczny jak Cobain rodzi się raz na pokolenie.
Cały felieton Jakuba Żulczyka, a także wiele innych ciekawych materiałów znajdziecie w sierpniowym „Teraz Rocku”!
SIERPNIOWY „TERAZ ROCK” – KUP TERAZ w E-SKLEPIE