Guns N’ Roses zagrali na stadionie PGE Narodowy w Warszawie. Nie obyło się bez paru niespodzianek.
Zespół Guns N’ Roses – bohater jednego z opublikowanych przez nas „Wydań Specjalnych” – powrócił do Polski na koncert na stadionie PGE Narodowy. Grupa dała długi, trwający ponad trzy godziny występ, wypełniony jej największymi przebojami, a także kilkoma niespodziankami.
Gunsi wyszli na scenę o czasie i zaczęli jak zwykle od „It’s So Easy”. Ogromną scenę przyozdobiły ukraińskie flagi po obu stronach – do tematu wojny zespół odniósł się jeszcze później przy okazji „Civil War”, który Axl zadedykował „walczącym o wolność” Ukraińcom, a Slash opatrzył cytatem z „Machine Gun” z repertuaru Band Of Gypsys Jimiego Hendrixa, a także w „Paradise City”, w którym Slash wyszedł z gitarą w ukraińskie barwy.
W liczącej ponad 30 utworów setliście znalazło się miejsce nie tylko dla największych przebojów Gunsów (były między innymi „Welcome To The Jungle”, „Sweet Child O’ Mine”, „Rocket Queen” i „Don’t Cry”, ale też dla rzadziej wykonywanych numerów i paru przeróbek. Z tych pierwszych usłyszeliśmy na przykład „Madagascar” z „Chinese Democracy” – po raz pierwszy zagrany w tym roku, a w ostatnich latach grany bardzo rzadko – a tych drugich było wiele. O ile „Live And Let Die” The Wings i „Knockin’ On Heaven’s Door” Boba Dylana są stałym elementem koncertów Gunsów już od ponad 30 lat to dostaliśmy też „Slither” z repertuaru Velvet Revolver (w rzeczywistości to pół przeróbka, bo Slash i Duff grali w tym zespole), „Back In Black” AC/DC, „Wichita Lineman” Glena Campbella, zaśpiewany przez Duffa „I Wanna Be Your Dog” The Stooges, a pod sam koniec jeszcze „Black Hole Sun” Soundgarden – również w ostatnich latach rzadko grany, w dodatku umieszczony w dość niespodziewanym miejscu koncertu, gdy wszyscy spodziewali się już wielkiego finału.
Grupa zaprezentowała także „nowe” utwory „Hard Skool” i „Absurd”, a także przypomniała odświeżony niedawno „Shadow Of Your Love”.
Oszczędniej było natomiast wizualnie. Gunsi zrezygnowali z pirotechniki (przy „Live And Let Die” płomienie były tylko wizualizacjami na ekranie) czy nawet z konfetti, ale za to spektakl świetlny i animacje prezentowane na ekranach towarzyszyły każdemu utworowi.