Riot Fest, którego jedną z gwiazd był Slayer, zakończył się tragicznie dla jednego z fanów. Organizator wydał oświadczenie.
Jak donosi zachodni „Metal Hammer” 58-letni Stephen Shult zmarł w wyniku odniesionych obrażeń podczas Riot Fest w Chicago, 22 września.
Shult udał się z przyjaciółmi na festiwal, bo był wielkim fanem Slayera, który wtedy dał pierwszy od pięciu lat koncert. Przyjaciele ostatni raz widzieli go, gdy przeciskał się przez tłum bliżej sceny przed koncertem Slayera. Potem kontakt się z nim urwał, aż następnego odnalazł się w szpitalu, gdzie zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. „Chicago Tribune” donosił, że na podstawie obrażeń kończyn i czaszki przypuszczano, że został on zadeptany, jednak późniejsza autopsja nie ustaliła przyczyny śmierci.
Organizator Riot Fest opublikował oświadczenie, w którym składa kondolencje rodzinie Shulta, jednocześnie zaprzeczając, by do tragedii doszło podczas koncertu Slayera:
Mamy świadomość o różnych spekulacjach wokół tej tragedii, w tym takimi, że mają one związek z fanami Slayera. Chcielibyśmy podkreślić, że to nieprawda. Ratownicy odpowiedzieli na wezwanie do incydentu przy Ferris Wheel, przed wyjściem Slayera na scenę.
Slayer w 2024 roku powrócił na scenę po raz pierwszy od 2019 roku. Grupa miała dać tylko trzy koncerty, ale koncert na festiwalu Louder Than Live w Louisville został odwołany z powodu trudnych warunków pogodowych. Ostatni koncert Slayera ma odbyć się na festiwalu Aftershock (10 października, Sacramento).