Wielu muzyków narzekało na streaming, ponieważ wpływy z niego w wielu wypadkach były mało zadowalające. Między innymi to sprawiło, że utarła się opinia, iż zdecydowanie bardziej opłaca się koncertować, niż poświęcać czas i środki na nagrywanie nowego albumu.
Disturbed zapowiedzieli światową trasę koncertową
Odmiennego zdania jest David Draiman, wokalista zespołu Disturbed, który problem widzi w zdecydowanie innym miejscu:
Ludzie demonizują streaming. Wydaje im się, że zabija on istotę całej branży, ale w żadnym wypadku nie mają racji. To piractwo zabija przemysł muzyczny, a streaming stara się przywrócić jej stary porządek. Istotne jest, żeby zespoły zwracały uwagę na to, jaką umową podpisują z wytwórniami płytowymi.
Przyznał jednak, że obecnie trudno jest wybić się młodym wykonawcom:
Młodym zespołom, które nie osiągnęły na przykład takiej pozycji jak my, jest niesamowicie trudno. Podobnie jak zespołom, które nie rozumieją działających współcześnie mechanizmów lub nie wykorzystują ich w pełni.
Ostatnie badania potwierdzają opinię Draimana dotyczącą piractwa – to bowiem wciąż jest ogromnym problemem dla muzyków i wydawców:
Jak wynika z opublikowanego właśnie raportu Międzynarodowej Federacji Przemysłu Fonograficznego (IFPI), 40% osób na świecie słucha muzyki z nielegalnych źródeł. Badania objęły grupę słuchaczy w wieku od 16 do 64 lat i były przeprowadzone w 18 krajach świata (m.in. w Brazylii, Francji, Szwecji, Japonii czy Korei Południowej).
Na pierwszym miejscu wśród źródeł pirackiej muzyki znajduje się tzw. stream-ripping, czyli nielegalne pobieranie ze strumienia (32%), na drugim miejscu znajdują się torrenty i sieci P2P (23%), a ostatnie miejsce na tym niespecjalnie zaszczytnym podium zajmuje pobieranie nielegalnych utworów przy wykorzystaniu wyszukiwarek internetowych (17%).
19 października tego roku światło dzienne ujrzało nowe studyjne wydawnictwo Disturbed. Płyta „Evolution” zawiera dziesięć premierowych kompozycji.
mg
