Czy Metallica wygrała na Narodowym? [FOTORELACJA]

/ 6 lipca, 2024
fot. Bartek Koziczyński

Mamy za sobą pierwszy dzień z Metallicą na Narodowym. Zespół stanął na wysokości zadania, a stadion?


Metallica po roku dotarła do Warszawy z trasą promującą album „72 Seasons”. Dwa koncerty, których organizatorem jest Live Nation zawierają inną setlistę i innych gości specjalnych. W piątek publiczność rozgrzewał Mammoth WVH z krótkim, rock’n’rollowym setem, oraz Architects, z setem znacznie dłuższym i z wokalistą, Samem Carterem, który przywdział customową koszulkę reprezentacji Polski z numerem 7 i własnym nazwiskiem na plecach. W obu przypadkach repertuaru trzeba było się głównie domyślać z powodu dudniącego nagłośnienia.

Metallica przy dźwiękach „The Ecstasy Of Gold” wyszła na scenę, która Amerykanom kojarzy się z donutem, a nam bardziej swojsko z obwarzankiem. Taki układ wspomagany przez osiem wież z telebimami dawał lepszy widok fanom z trybun, natomiast ci, którzy trafili do snakepita musieli się obracać, bo nie dało się ogarnąć wzrokiem wszystkich muzyków naraz. Ale zespół zadbał, by w miarę możliwości być blisko fanów – Lars miał cztery zestawy perkusyjne (każdy w innej części obwarzanka), które zmieniał co kilka numerów (wyjeżdżały one i chowały się na specjalnych platformach), a Robert Trujillo w pewnym momencie przejechał przez cały snakepit na specjalnej platformie, oczywiście nie przerywając gry.

Metallica zaczęła od „Creeping Death” – przygotowana na ten numer akcja z żółtą folią chyba przeszła niezauważona, a folia spoczywała na fotelikach i mało kto zawracał sobie głowę, by nią machać. Nagłośnienie nieco lepsze niż przy supportach, ale dudnienia na Narodowym całkowicie wyeliminować się po prostu nie da. Jednak im dalej, tym nagłośnienie zdawało się być coraz mniejszym problemem. Zwyciężyła rodzinna atmosfera i radość fanów, którzy ochoczo moshowali przy kolejnych utworach, a zespół swoją energią po prostu zarażał do dobrej zabawy nie tylko tych pod samą sceną, ale też na odległych trybunach. Metallica po raz kolejny pokazała, że żadne okoliczności jej nie przerosną.

Przez kilka numerów na początku przemknęli jak błyskawica. Dopiero potem James Hetfield zagaduje fanów, jak zwykle wspomina o „rodzinie Metalliki”. W „Nothing Else Matters” przyłapał jakąś parę na migdaleniu się. „Znacie się?” – zagaduje, po czym zdziwiony dodaje: „Nie?”.

Swój czas mają też Robert Trujillo i Kirk Hammett. Tym razem zamiast przeróbek postanowili zagrać coś własnego. To utwór „Back In Warsaw”, który napisali specjalnie na tę okazję, Trujillo zapewnia, że ukończyli go tuż przed wyjściem na scenę.

Z nowej płyty najlepiej wypadł chyba „If Darkness Had A Son”, ze starszych rzeczy fajnie było usłyszeć „Leper Messiah” i brutalny „Fight Fire With Fire”. Przy „Fuel” po raz pierwszy daje o sobie znać pirotechnika, a przy „Seek & Destroy” na fanów spada kilkadziesiąt dmuchanych piłek plażowych w kolorach najnowszej płyty. Całość kończy „Master Of Puppets”, po którym Metallica długo żegna się z fanami. Głos zabiera Lars: „Pięć lat minęło od poprzedniego koncertu Metalliki w Warszawie. To zdecydowanie za długo”. Na szczęście na kolejny koncert Metalliki czekać będziemy znacznie krócej, bo tylko do jutra.

Poniżej możecie obejrzeć fotorelację z koncertu autorstwa Bartka Koziczyńskiego.

Setlista.

KOMENTARZE

Przeczytaj także