Już w ten piątek, 16 września ukazuje się najnowszy album zespołu Behemoth zatytułowany „Opvs Contra Natvram”.
Płyta Behemotha wzbudziła kontrowersje jeszcze przed wydaniem. Grupa musiała zmienić okładkę „Opvs Contra Natvram”, gdyż pierwotna okazała się zbyt ostra. A jaka jest sama muzyka?
W recenzji z „Teraz Rocka” piszemy:
Na każdej płycie Behemoth kreuje barwną, przestrzenną i kompletną wizję artystyczną. Pod tym względem na Opvs Contra Natvram nic się nie zmieniło. W tych szybkich, maszynowych, gęstych riffach w Neo-Spartacvs czy Disinheritance odnajdziemy sporo zaskakujących melodii, a bogate tła dają o sobie wyraz szczególnie tam, gdy odsłania się przestrzeń. Album zaczyna się jednak inaczej – od plemiennych rytmów, na których osadzone są industrialne dźwięki. Brzmi jak Wardruna? Einar Selvik maczał w tym palce. Ostry, niemal punkowy cios w Malaria Vulgata przetacza się z prędkością błyskawicy. Behemoth po tylu latach nadal emanuje nieskrępowaną brutalnością. Ale nie tylko o nią chodzi: Ov My Herculean Exile jest wolniejszy, przyspiesza dopiero w końcówce. Nawet Off To War!, który wydaje się bardziej bezpośredni, zaskakuje wielowarstwową aranżacją z wykorzystaniem podniosłych instrumentów dętych.
Behemoth lubi jednak zaskakiwać na różne sposoby. Tutaj robi to najmocniej w Versvs Christvs, gdzie w pierwszej części Nergal śpiewa do akompaniamentu mrocznego, fortepianowego nokturnu granego przez Michała Łapaja z Riverside. Once Upon A Pale Horse łączy posuwisty riff w stylu Mastodon z bardziej dynamicznymi refrenami i mocniejszą końcówką.
Można odnieść wrażenie, że Nergalowi i spółce takie granie przychodzi z łatwością, niemal bez wysiłku. Jednak, gdy wniknąć w strukturę kompozycji, dzieje się oszałamiająco wiele i są one misternie poskładane z niezliczonej ilości zaskakujących elementów. Opvs Contra Natvram to dzieło naturalnie kompletne.