Nie tylko Gene Simmons z Kiss (i Krzysztof „Grabaż” Grabowski z Pidżamy Porno w „Twojej generacji”) twierdzi, że rock jest martwy. Niedawno dołączył do niego Roger Daltrey z The Who, który łamach „The Times” ogłosił:
Smutno mi, że rock osiągnął martwy koniec. Jedynymi ludźmi, którzy mówią ważne rzeczy, są raperzy. Większość popu też jest bez znaczenia i można o nim zapomnieć. Oglądasz tych ludzi i nie możesz nic za grosz zapamiętać.
Jeszcze bardziej smutno musi mu być, że jego życzenia sprzed ponad 40 lat, wyrażone w utworze „Long Live Rock” się nie spełniły. Z drugiej strony już wtedy mówili, że rock umarł…
Ten smutek towarzyszy Rogerowi Daltreyowi od co najmniej kilku miesięcy. W czerwcu tego roku wyznał magazynowi „Rolling Stone”, że jego zdaniem obecnie nie ma sensu nagrywać nowych płyt. Dlaczego miałby do tego dopłacać?
Choć jeszcze w 2014 roku była mowa o nowym wydawnictwie The Who, następca albumu „Endless Wire” z 2006 roku zapewne nie powstanie. Najnowszym nagraniem grupy jest singiel „Be Lucky”.
ud