Ze zrozumiałych przyczyn zespół Nirvana istniał stosunkowo krótko. W swojej kilkuletniej karierze muzycy opublikowali w sumie trzy albumy studyjne: "Bleach" (1989), "Nevermind" (1991) oraz "In Utero" (1993). Wszystkie są wyjątkowe, wszystkie zapewniają niezapomniane doznania artystyczne. Nasz człowiek – Borys Dejnarowicz – zrecenzował niemalże wszystkie bardziej znaczące wydawnictwa grunge'owej legendy.
O płycie "Bleach":
A więc, ogólnie biorąc, Bleach to Nirvana najprawdziwsza w świecie. Całkowicie oryginalny styl Nirvany miał się dopiero narodzić, ale debiut już zawiera lwią część tych elementów, które się na ów styl złożyły. Cobain przyznał na samym początku akustycznego koncertu w Nowym Jorku, że wie, iż większość ludzi nie ma Bleach. Jeśli i wy do nich dziś należycie, lepiej jak najszybciej nadróbcie tę zaległość.
Cała recenzja TUTAJ.
O płycie "Nevermind":
Nevermind jest jedną z tych płyt, podczas słuchania których nie mamy wątpliwości, że obcujemy z czystą muzyką rockową. Z rockiem w jego najświetniejszej postaci. To płyta szczera, porywająca, wrażliwa do bólu. W każdym fragmencie tak bardzo prawdziwa.
Cała recenzja TUTAJ.
O płycie "In Utero":
Pomysł na In Utero był taki, żeby ponownie przywalić z całej siły w uszy odbiorców. Stąd kilka numerów wyciętych bezlitośnie ostro: Tourette’s, Radio Friendly Unit Shifter, Scentless Apprentice. Ale mimo to album jest równie zaraźliwie melodyjny jak Nevermind, chociaż grupa ani na chwilę nie przestaje być wiarygodna.
Cała recenzja TUTAJ.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na dwa wydawnictwa koncertowe zespołu Nirvana – "MTV Unplugged in New York" oraz "From The Muddy Banks Of The Wishkah".
mg