Marty Friedman zapytany został przez portal ultimate-guitar.com, jakiej muzyki nie lubi. Początkowo nie było zaskoczenia.
Nie jestem wielkim fanem hardcore’u, rapu i podobnych, lecz jednocześnie szanuje każdego artystę czy kogokolwiek, kto tym, co robi, potrafi uczynić setki, tysiące czy miliony ludzi szczęśliwymi. Jest ktoś, kim cię zaskoczę. Bardzo wielu gitarzystów zaczynało od Hendrixa? Ja raczej połknę szkło, niż posłucham Hendrixa.
Przyczyna jest prosta: po prostu nigdy nie rozumiał ani jego, ani jego twórczości. Gitarzysta kontynuował:
Kiedy myślę o Hendriksie, przychodzi mi do głowy obraz hippisów tarzających się w błocie po kwasie i to zupełnie do mnie nie przemawia. A kiedy słyszę ten hałas, mówię „trzymajcie się tonacji”. Jestem kolesiem tonacji i strojenia i prawdopodobnie dlatego też nie lubię Dylana. Rozstraja się i to mnie dobija. Z drugiej strony wszyscy moi ulubieni gitarzyści chwalą Hendrixa. Jestem wielkim fanem Uli Jon Rotha [gitarzysty zespołu Scorpions w latach 1973-1978 – przyp. red.], to jeden z najwspanialszych gitarzystów. On prawdopodobnie kocha Hendrixa tak mocno jak matka Hendrixa. Wszyscy, których szanuję kochają Hendrixa, więc wiem, że coś jest na rzeczy. Po prostu ja tego nie łapię, ponieważ nigdy nie pasowało to do moich doświadczeń.
Jak widać, Marty Friedman nie tylko przy wyborze swojego miejsca zamieszkania (od 2003 roku rezyduje w Japonii), lecz także w przypadku wyboru idoli podąża swoją drogą.
Ostatnia solowa płyta muzyka, „Inferno”, ukazała się w 2014 roku. Jeśli jej jeszcze nie słuchaliście, sprawdźcie koniecznie tytułowy utwór.
ud