Lzzy Hale postawiła na zdrowe nawyki, żeby móc kontynuować swoją karierę i móc dalej grać i śpiewać w Halestorm. Na swoim blogu w serwisie Tumblr we wpisie „Stając się rockandrollowym mnichem” opisała, jak wygląda teraz jej życie podczas trasy koncertowej.
Aby zadbać o lepszą wytrzymałość i karierę, znalazłam się niemal w klasztorze. I nie mówię tu o świętym, modlącym się, dążącym do doskonałości trapiście od piwa. Mówię o mnichu, który wcześnie chodzi spać, nie pije, nie gada i się nie bawi.
Po co tyle wyrzeczeń? Lzzy nie chce zbyt szybko zniszczyć sobie głosu i jeszcze przez wiele lat móc śpiewać na przykład „Apocalyptic” z ostatniego, trzeciego studyjnego krążka „Into the Wild Life”.
To dlatego postanowiła o siebie poważnie zadbać. Ma listę, co może jeść, a czego nie (dowiecie się, gdy traficie na jej blog). Na szczęście jest jedna rzecz, która jej z rockandrollowego życia została.
Seks jest dobry w każdym znaczeniu (bezpieczny seks oczywiście), więc przynajmniej mam coś, czego mogę się trzymać! Ha!
Liderka Halestorm wzięła sobie słowa swojego starszego kolegi, który zdradził jej kiedyś, czymś jest prawdziwy odlot. Dużo fajniejsze od sponiewierania się każdego dnia jest to uczucie, gdy każdego wieczoru znów trafia się w wysokie tony. Lzzy Hale nie zdradziła, o kogo chodzi, lecz domyślamy się, że takiej rady mógł jej kiedyś udzielić Ronnie James Dio. Zresztą nie byłaby to pierwsza dobra rada od wokalisty Black Sabbath i Rainbow.
Czy żałuje wcześniejszych szaleństw? Czy może czasem zdarza się jej jeszcze do nich wrócić? O tym wszystkim przeczytacie na jej blogu.
ud