Najnowsza płyta grupy Metallica świetnie się sprzedaje. Album „Hardwired… to Self-Destruct” w 57 krajach trafił na pierwsze miejsce list sprzedażowy, w 75 znalazł się w pierwszej trójce, a w 105 – w pierwszej piątce.
Magazyn fanklubu jego zespołu „So What!” zapytał muzyków, jak się z tym dobrym przyjęciem czują. Perkusista Lars Ulrich czuje ulgę?
Nie chcę zabrzmieć banalnie, ale oczywiście artyści lubią, gdy reakcja jest pozytywna, czymkolwiek by się nie dzielili. Czasem instynkt mówi im, że są na dobrej drodze. Czasami jest się w zawieszeniu. Sądzę, że każdy z nas miał nadzieję, że na „Hardwired” ludzie jakoś zareagują. Nie spodziewaliśmy się tylko reakcji pozytywnych. Gdy myślę o tym, co działo się w mojej głowie w ostatnich tygodniach, dochodzę do wniosku, że „ulga” to nie jest dobre słowo.
Uczucia muzyka są dużo bardziej skomplikowane. Pryz okazji opowieści o nich zdradził, co sądził o tym wydawnictwie wcześniej i co sądzi teraz.
W ostatnich tygodniach czuję, że zyskuję trochę dystansu do tej płyty. Ta płyta może być lepsza, niż myślałem. Albo niż się spodziewałem czy miałem nadzieję. W pewnym sensie – nie wiem sam – za każdym razem, gdy jej słucham, mówię sobie: „To w zasadzie bardzo dobre”. Zatem „ulga” to nie to słowo. Chyba jestem przyjemnie zaskoczony.
„Hardwired… to Self-Destruct” w pierwszy tygodniu w samych Stanach Zjednoczonych sprzedała się 305–315 tys. egzemplarzy. Czy to naprawdę tak dobrze? Albumy „St. Anger” w 2003 roku i „Death Magnetic” w 2008 roku w ciągu trzech dni rozeszły się odpowiednio w 418 tys. i 490 tys. kopii.
ud