Wokalista i basista zespołu Kiss spekulował o przyczynach śmierci Prince’a na łamach amerykańskiego wydania magazynu „Newsweek”. Porównał tę stratę z odejściem Davida Bowiego.
Śmierć Bowiego była bardziej tragiczna, ponieważ to była prawdziwa choroba. Prince’a zabiły jego leki. Myślicie, że umarł na przeziębienie?
Badania toksykologiczne rzeczywiście wykryły w krwi artysty w chwili śmierci obecność silnego leku przeciwbólowego Percocet. Jednak autopsja i badania nie dobiegły końca, więc trudno wyrokować o ostatecznej przyczynie. Niestety po wypowiedzeniu powyższych słów Gene Simmons nie ugryzł się w język. Wciąż wysoko ceni Prince’a jako muzyka, ale…
Uważam, że zostawił Michaela Jacksona daleko w tyle, Prince był ponad. Ale bardzo żałosne jest to, że się zabił. Nie oszukujcie się, to właśnie zrobił. Powoli – mówię wam – to właśnie robią narkotyki [w oryginale „drugs”, więc zarówno leki, jak i narkotyki – red.] i alkohol: prowadzą powoli do śmierci.
I choć muzyk Kiss wspomniał również, że on zapewne w wieku 80 lat również będzie żałosny – nie będzie miał zębów i będzie jeździł na wózku inwalidzkim – rozpętała się burza.
Za jego wypowiedź publicznie przeprosił kolega z zespołu, Paul Stanley.
Jestem zażenowany zimnymi, głupimi wypowiedziami o śmierci Prince’a. Gdy nie zna się wszystkich faktów, lepiej jest nic nie mówić. Przepraszam.
Embarrassed by cold clueless statements re Prince's death. Without all the facts better to say nothing. My apologies https://t.co/Arb5XQ4o7l
— Paul Stanley (@PaulStanleyLive) 10 maja 2016
Zreflektował się i sam Gene Simmons.
Dostałem znów mocne lanie od rodziny za moje głupie paplanie. Przeszedłem sporo i jestem zły z powodu szkód, jakie leki/narkotyki wyrządzają rodzinom i przyjaciołom uzależnionych. (…) Nie wyraziłem się jasno – nie uciekam od kontrowersyjnych wypowiedzi, a wkurzeni krytycy wcale mnie nie obchodzą. Jeśli uważam, że mam rację, wsadzam palec w mrowisko i się śmieję. Jednak tym razem jej nie miałem, zatem przepraszam.
— Gene Simmons (@genesimmons) 11 maja 2016
ud