Z Davidem Ellefsonem o stosunkach panujących w Megadeth rozmawiał jakiś czas temu Rocket Sports & Entertainment. Zaczęło się niewinnie – od pytania o trasę „Clash of the Titans” z 1991 roku, w którym udział wzięły zespoły Anthrax, Slayer, Alice in Chains i właśnie Megadeth. Zanim basista odpowiedział na to pytanie, mówił o zaangażowaniu frontmana Dave’a Mustaine’a.
To bardzo oddany przywódca. I to jest jedna z tych rzeczy, dlaczego od tylu lat lubię z nim pracować… Wiedziałem to od dnia, w którym się spotkaliśmy. Jest bardzo przekonany do swojej wizji, przedstawia wspaniałą wizję i to jedna z tych rzeczy, za które go kocham. Kocham to, o czym mówi. Według mnie właśnie o to chodzi w byciu w zespole.
I wtedy padły słowa o ustroju w ramach grupy.
Ludziom wydaje się, że zespoły to demokracje, a ogromna większość tych, które odniosły sukces, nimi nie jest. Mam na myśli to, że potrzebny jest lider, tak jak w sporcie. Musi być trener, musi być menedżer. Jak w baseballu – musi być miotacz, musi być rozgrywający itd. Ktoś musi wziąć na siebie rozkazy i przekazywanie ich reszcie drużyny. Naprawdę nie inaczej jest w rock and rollu.
Tymczasem Nightwish to demokracja – twierdzi basista tej formacji Marco Hietala. Z bardzo silnym prezydentem.
Autorytarny Megadeth kontynuuje trasę koncertową promującą ostatnią, piętnastą studyjną płytę „Dystopia” z 2015 roku. Dave’owi Mustaine’owi i Davidowi Ellefsonowi towarzyszą: gitarzysta Kiko Loureiro z zespołu Angra oraz perkusista Dirk Verbeuren (Soilwork). Grupa (a dokładnie jej szef) już wie, co potem: Megadeth nagra jeszcze co najmniej dwa albumy.
ud