Ostatni rok był trudny dla Slayera. Na początku roku z zespołu wyrzucony został perkusista Dave Lombardo, a kilka miesięcy później zmarł gitarzysta grupy – Jeff Hanneman. Wówczas pojawiły się głosy, że słynny zespół powinien zawiesić działalność, a może nawet skończyć karierę. Jednak Kerry King i Tom Araya byli odmiennego zdania – uzupełnili braki kadrowe i wzięli się za nagrywanie nowej płyty.
Pod koniec lutego przypadała pierwsze rocznica rozstania się z zespołem Dave'a Lombardo. Muzyk został przepytany na tę okoliczność przez Marka Deana z Myglobalmind. Prezentujemy fragmenty wywiadu:
Patrząc na twoją bogatą muzyczną karierę, co twoim zdaniem było szczególnie udane, a co poszło źle?
Wiesz, to sinusoida – w górę i w dół. Najgorszy był prawdopodobnie styczeń ubiegłego roku, gdy wszystko się pochrzaniło ze Slayerem. Wiesz najlepiej do czego to doprowadziło. Choć w tamtej chwili nie wiedziałem, że będzie tak źle – moje walizki były spakowane [na wyjazd do Australii – przyp. red.]
To z osobistego punktu widzenia musi być dla ciebie bardzo trudne. To w końcu byli twoi przyjaciele, ludzie z którymi dorastałeś.
Tak, to było dziwne. Wyszło kiepsko, ponieważ dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że oni nie byli moimi przyjaciółmi. Byli tylko partnerami biznesowymi. Jednak żyłem z nimi tak, jakby byli przyjaciółmi. "Wow, ci goście liczą się ze mną", ale niestety nie do końca tak było.
Jak czujesz się rok po tym rozstaniu? Twoje podejście do sprawy stało się łagodniejsze, czy…?
Tak, funkcjonuję teraz na zasadzie: "No cóż, trudno, zdarza się". Trzeba iść do przodu.
Nowy album zespołu Slayer, już bez Lombardo w składzie, właśnie jest przygotowywany. Znajdzie się na nim hołd dla zmarłego Jeffa Hannemana – zostaną wykorzystane jego pomysły i kompozycje, które przygotował przed śmiercią.
mg